niedziela, 28 grudnia 2014

Blog ZAWIESZONY

Witajcie Mordeczki :c.
Nie mam dla Was dobrych wieści.... sam tytuł tego posta mówi wszystko za siebie.
Nie wiem czy czytacie tego bloga czy nie...
Chodź wątpię w to, że codziennie przypadkowo ok. 15/20 osób pomyliło sobie bloga.
Tak. Tak. Zawieszam bloga. Nie wiem kiedy na nowo zacznę publikować rozdziały. Ale na pewno tydzień. Jeśli nadal nie zobaczę waszej aktywności, pewnie się to przedłuży.
Będę dalej pisała opowiadanie, ale wy nie będziecie tego widzieć. No chyba, że pojawią się komentarze.
Zrozumcie, mi nie chodzi o tą liczbę komentów. Mi chodzi o wasze opinie, o to jak kto uważa rozdział...czy ktoś to czyta itd.
Widzimy się do kiedyś tam... pa.

środa, 24 grudnia 2014

Wesołych Świąt

Wesołych Świąt mordki.
Spełnienia marzeń, przede wszystkim tych najbardziej skrytych. Poznania chłopaków i bycia na ich koncercie. Dużo prezentów pod choinką :D ciepła rodzinnego. Dobrze spędzonego Sylwestra. Byście tak pobalowali jak nigdy i dobrze przywitali nowy rok 2015. Aby był dla Was szczęśliwy i naprawdę udanym rokiem, owocnym w same powodzenia ;D.

Na początku miał to być rozdział, ale się nie wyrobiłam z powodu przygotowywaniu potraw  i są życzenia. Widzimy się w weekend :D




wtorek, 23 grudnia 2014

Rozdział 34

Leciałam. Czułam to. Tylko, że nie w górę lecz w dół. Nie mogłam nic zrobić. Leciałam w przepaść, nie widziałam nic prócz otaczającej mnie czerni.
Moje włosy były powiewane przez zimny wiatr. Nagle poczułam mocne uderzenie w grunt.
Podparłam się na prawej ręce i rozejrzałam.
Stałam jak by w pomieszczeniu… Naprzeciw mnie znajdowały się obrazy. Nie mogłam do nich wejść, przy końca rozmazywały się.
Nie wiedziałam co mam zrobić, stałam przyglądając się każdemu z osobna.
-Witaj.- usłyszałam męski głos za sobą. Odwróciłam się, lecz nikogo tam nie zauważyłam .
Wróciłam wzrokiem przed siebie i wtedy oślepiło mnie jasne światło.
Gdy moje oczy przyzwyczaiły się do tego, ujrzałam mężczyznę, a raczej chłopaka, na oko w moim wieku.
-Kim ty jesteś?- zapytałam odsuwając się o kilka kroków od niego.
-Jestem twoim aniołem stróżem.- zakpiłam na jego słowa –Nie musisz się mnie obawiać.
Jednak nie zrobiłam żadnego kroku do przodu.
Był to brunet, pokaleczony brunet. Miał piękne brązowe oczy, włosy ułożone w nie ładzie, ale pasowało mu to, a wręcz dodawało urody. Wysportowana sylwetka ciała i jedynie białe rurkowate spodnie. Posiadał wielkie skrzydła, które niestety były postrzępione i brudne.
-D..Dla czego masz tyle ran?- niepewnie podeszłam bliżej niego.
-Mam ich tyle samo ile ty. Jeśli ciebie boli, mnie również.
-Jeśli jesteś moim aniołem stróżem, to dlaczego nie obroniłeś mnie?
-To tak nie działa. My anioły jesteśmy zawsze, tam gdzie wy, jednak nie mamy tak wielkiej siły by wszystko przewidzieć, czasem jesteśmy bezradni i jedynie możemy przyjmować  ciosy.
-Tak jak ostatnio?
-Tak. Tak jak ostatnio. Byłem cały czas przy tobie, starałem się pomóc jednak nie dałem rady.- spuścił głowę.
Pod oczami miał widoczne podkrążenia ze zmęczenia i był mocno wychudzony.
-Co to?- wskazałam na obrazy przed nami.
-Posłuchaj…- spoważniał. – Musisz mnie teraz wysłuchać. Przed tobą chwila wyboru. To od Ciebie zależy, czy będziesz chciała wrócić tam.-wskazał na obraz chłopaków siedzących na szpitalnym korytarzu –Czy zostać z nami w niebie.
-Czy jest tu mama?- popatrzyłam na niego z nadzieją.
-Chodź.- wyciągnął rękę w moją stronę. Chwyciłam ją i razem podążyliśmy w obraz po lewej stronie.
Bez problemu przeszliśmy przez niego.
Czułam się jak bym chodziła po chmurach. Wszędzie chodzący ludzie na biało i ze skrzydłami .
Nie pasowałam tu. Ja, pokaleczona i obdarta, bez kszty godności…
Szliśmy dalej, ramie w ramię przed siebie.
Nagle przed oczami ukazałam mi się twarz tak bardzo ważnej dla mnie osoby.
Wyrwałam się z objęć anioła i podbiegłam do mamy, od razu się do niej tuląc.
-Kochanie, co ty tutaj robisz?- była zdziwiona i jednocześnie szczęśliwa.
-To ja Was zostawię.- powiedział chłopak i odszedł w nie znanym mi kierunku.
Mama siedziała na jednej ze skał na polanie. To było dla mnie bardzo dziwne. W pewnym momencie chmury się kończą i wyrasta trawa… Była ubrana w białą aż do stóp, piękną suknię. Włosy spadały kaskadami na jej ramiona i plecy. Była taka piękna.
-Kochanie posłuchaj mnie, ta decyzja w tym momencie należy do Ciebie, czy chcesz walczyć, czy być już tutaj.
-Chce…- przerwała mi.
-Nie. Naprawdę, przemyśl to ze dwa razy. Jesteś młoda, tyle życia przed tobą. Jeszcze założysz rodzinę, będziesz mieć kochającego męża i dzieci, piękny dom.-uśmiechnęła się. – A jeśli zostaniesz tu, nie ma dla Ciebie przyszłości. Tu jest spokój i cisza, co raczej nie jest dla Ciebie. Tu nic więcej się nie robi jak odpoczywa. Żyje się tu dalej, ale jako anioł. Tam na dole masz Harry’ego, Drake’a i innych. Oni też potrzebując Ciebie.
-Ale mamo, ja nie wiem.- powiedziałam rozpaczliwym głosem. –Nie wiem co dalej. Nie chce Cię stracić.-wyszeptałam ostatnie słowa.
-Myszko, zawsze gdy zaświeci słońce, przypomnij sobie o mnie, to ja będę oświecać Ci drogę, to ja będę patrzyła na Was.- uśmiechnęła się, a jej oraz mi po policzku spłynęły samotne łzy.
Nagle obraz zaczął się zamazywać.
~~Drake~~
Obudziłem się po operacji. Nikogo nie było na Sali, prócz mnie i pielęgniarki przy biurku.
Nogę miałem zabandażowaną, tak samo jak ramie które mi zszyli, a kule w nodze wyciągnęli.
Po chwili drzwi na Sali otworzyły się, a do pomieszczenia  wwieźli łóżko.
Potpieli do tego kogoś wiele kabelków. Co chwilę, lekarzy ubywało, aż wreszcie odeszli od tego łóżka wszyscy.
Popatrzyłem ciekawy na pacjenta, a wtedy mnie zszokował widok jaki miałem przed oczami. Była to moja mała Dars. Cała w siniakach i bandażach. Wyglądała okropnie.
Po chwili aparatury zaczęły piszczeć, a do Sali wbiegło kilku lekarzy i pielęgniarek, zasłaniając mi widok na brunetkę.
Mijały minuty, aż w końcu udało im się ją ustabilizować.
Bałem się o nią. Nie wybaczył bym sobie gdyby umarła.
Wtedy… gdy pozwoliłem jej samej wyjść. Był to wielki błąd z mojej strony. Jednak co ja mogłem poradzić.
Chciałem teraz usiąść przy jej łóżku i chwycić za dłoń. Mówić do niej i patrzeć jak się budzi. Jednak życie nie jest tak łatwe jak by się chciało.
Noga po chwili dało o sobie znać. Przywołałem pielęgniarkę siedzącą przy biurku.
Podała mi jakieś gówno, zwane lekami, które miały za zadanie mi pomóc.
~~Harry~~
-Panie doktorze.- zatrzymałem z tego co wiem, jej lekarza prowadzącego.- I co z nią?
-Kim pan dla niej jest?- spytał podejrzliwie.
-Jej bratem.
Popatrzył za mnie, zapewne spoglądając na resztę przyjaciół.
-W takim razie proszę za mną.
Szedłem długim korytarzem krok  w krok za nim. Aż w końcu znaleźliśmy się pod jego gabinetem.
-Proszę usiąść.- idąc do fotela za biurkiem, wskazał krzesło naprzeciw siebie.
Zrobiłem jak powiedział.
-No dobrze…
-Proszę przejść do konkretów.- przerwałem mu, na co on kiwnął głową na ,,Tak”.
-A więc pańska siostra… została zgwałcona wiele razy. Miała krwotok z dolnej parti ciała, z powodu wielu obrażeń w macicy. Przeszła operację. Została skaleczona ostrym narzędziem, który przebił się aż do żołądka. Jednak pomyślnie wszystko się udało. Ma wiele obrażeń powierzchniowych i głębokich, które zaszyliśmy oraz wstrząs mózgu.
Nie spodziewałem się, aż tak złego stanu Darcy. Nic nie powiedziałem. Jedynie przejechałem rękoma po twarzy wydychając powietrze z płuc.
-Czy… czy można do niej wejść?- lekarz pokiwał przecząco głową.
-No dobrze…. Dziękuję. Dowidzenia.- powiedziałem i wyszedłem z gabinetu przygnębiony.
~~Darcy~~
Znów spadałam, jednak teraz wiedziałam gdzie lecę.
Zakryłam twarz dłońmi, czekając na ból który miał mnie za raz ogarnąć.
Zderzyłam się z twardą ziemią, jednak nic mnie nie bolało.
Powoli podniosłam się, rozglądając do koła. Wokół mnie była bezwzględna nicość.
Jedynie krzaki, pojedyncze drzewa i wyschnięta trawa oraz przygrzewające słońce.
-Co ja tu robię?- wymamrotałam sama do siebie.
Może to sen-pomyślałam w myślach. Uszczypnęłam się raz…. Drugi…
Nic. Nic się nie stało. Nadal byłam tu gdzie teraz.
Usiadłam pod drzewem, opierając się o jego korę, a nogi podwijając aż pod brodę i owijając je rękami.
***
Tak naprawdę nie wiem ile czasu minęło od przybycia w to miejsce, ale psychicznie sama ze sobą toczę walkę we własnej głowie.
Dłużej nie wytrzymałam i wykrzyczałam.
-Chcę do ludzi na ziemi! Chcę do dupka Harry’ego, do Drake’a i do Alex!- krzyczałam ile sił w płucach.
Nagle ziemia pod nogami się rozstąpiła i nie mogąc nic zrobić, wpadłam w jej głębinę.

Zachłysnęłam się powietrzem, od razu siadając.

-Darcy?- usłyszałam z prawej strony głos Drake’a…
____________________________________________________________________
Hej mordki.
Zapewne nie każdy przeczyta to dziś ;p, no ale mam dla was rozdział dziś.
Pewnie zastanawiacie się dlaczego dziś? A nie w środę?
No właśnie, dziś :D, ponieważ jutro są już święta i mam dla was coś innego w planach, no ale  to ode mnie taki jak by hymmm prezent?
No nie wiem, ale bynajmniej sami dowiecie się jutro, jeżeli wejdziecie na tego o to bloga 24 grudnia o godz, 16 :)
Może nie wiele z was to zdziwi :D, no ale może chociaż umili jutrzejszą wigilię :)
Proszę Was, abyście komentowali bo niestety dojdzie do tego, że w końcu zawieszę bloga, a zapewne WY, jak i ja, tego nie chcecie :c
Może kogoś warto by więcej opisywać w opowiadaniu, a kogoś mniej...
Piszcze wszystko na co najdzie Wam ochota napisać.... :)
Do jutra :D moje ziomki
Ps.Przepraszam z góry na błędy :p







niedziela, 14 grudnia 2014

Rozdział 33

-Co tu robisz?- zapytał Toretto.
-W sumie... to chciałam was odwiedzić.-uśmiechnęłam się sztucznie -ale przypomniałam sobie, że muszę już iść, więc do zobaczenia.-powiedziałam i wybiegłam.
Nie mam pojęcia, dlaczego  nic im nie powiedziałam. Bałam się konsekwencji.
Szybkim krokiem udałam się do auta, na tyły furgonetki.
-Gdzie towar?!-wydarł się jeden z porywaczy.
-Nie ma...-powiedziałam cicho i spuściłam głowę.
Odjechaliśmy z piskiem opon.
Po kilku minutach znów pojawiliśmy się pod budynkiem, które ja nazywam ZŁEM!
W szybkim tempie wysiedli z wozu i otworzyli tylnie drzwi.
Szarpneli mnie za włosy, prowadząc do budynku.
Razem ze mną weszli bez pukania do pokoju Dereca.
-I co mała, masz to o co Cię prosiłem?- podszedł do mnie powoli, a mężczyzna trzymający mnie za włosy, popchnął mnie na ziemię.
Zaprzeczyłam ruchem głowy, za co dostałam siarczystego plaskacza w policzek.
Chwycił mnie za ubrania, podnosząc.
-Powiedziałem Ci, że masz mi towar załatwić.- wysyczał przez zęby.
Jego oczy kipiały złością.
Rzucił mnie na ścianę, po której zjechałam z sykiem.
-Wstawaj!- kopnął mnie mocno w brzuch.
Powtórzył swój ruch gdy nie doczekał się z mojej strony żadnej reakcji.
Powolnym ruchem podniosłam się na równe nogi, podtrzymując się ściany.
Jednak po chwili zwalił mnie ponownie z nóg. Uderzał bez opamiętania. Skulona siedziałam oparta o ścianę, przyjmując kolejne ciosy.
Ból który przeżywałam był nie do zniesienia. Krzyczałam, a z oczu lały się łzy.
Na chwilę opamiętał się. Całe ciało bolało mnie przy najmniejszym ruchu.
-Nie poznaje Cię.-powiedziałam cicho, na co on zakpił sobie.
Na chwilę odsunął się ode mnie  i popatrzył, jednak po może 5 minutach, zgasił światło i wyszedł z pomieszczenia. Zostawiając mnie samą.

~~Drake~~
Siedziałem u siebie w domu. Byłem wyczerpany. Nie spałem przez dwa dni. Nie potrafię. Mam ciągłą nadzieję, że Darcy się odnajdzie, lecz z każdym nowym dniem, ta nadzieja co raz bardziej gaśnie. Wypala się...
Od porwania nie mam żadnych wieści.
Nagle usłyszałem dzwonek komórki, informujący o przychodzącym połączeniu.
Powolnym krokiem odebrałem.
-Tak słucham?- spytałem bez uczuciowo .
-Ciebie też miło widzieć Drake.- usłyszałem sarkastyczny głos Ernesta.
-Nie mam czasu...- już miałem się rozłączyć, jednak on mi przerwał.
-Zaczekaj!
-Co?
-Chyba wiem gdzie może być Darcy.- mogę się założyć, że się uśmiechał.

~~Darcy~~
Nie było go dłuższy czas.
Jednak w końcu to jego pokój, czemu się dziwię.
Wrócił...
Zaświecił światło, nie zwracał na mnie uwagi. Położył się na łóżku, zmęczony.
Coś go chyba zaniepokoiło, bo gwałtownie podniósł głowę, a wzrok powędrował na mnie.
-O jesteś tu jeszcze kotku.- w jego głosie można było usłyszeć lekkie zdziwienie, ale i ... radość?
Trudno stwierdzić.
Wstał i powolnym krokiem zbliżał się do mnie.
-Zabawimy się mała?- raczej stwierdził, niż zapytał, a mnie momentalnie na te słowa przeszedł dreszcz.
Chwycił mnie mocno za nadgarstek, ciągnąc za sobą.
Krzyknęłam z bólu, na co on zatrzymał się i popatrzył na mnie.
Wziął mnie na ręce, całując po szyki.
Wypuścił mnie na łóżko z którego próbowałam się wydostać. Jednak działania były dość nieudolne.
Zaczął mnie całować po dekolcie i odsłoniętych partiach ciała...

***

Minął tydzień, a ja powoli uświadamiam sobie, że nie wydostanę się z tego piekła.
Przychodzi w nocy, w dzień...
Wtedy gdy mu się uzna. Ale nie tylko on. Jego wspólnicy, robią tak samo. Często jeden po drugim.
Jestem nic nie wartą szmatą. Nienawidzę siebie i całego swojego ciała. Brzydzę się sobą.
Nie mogę się poruszać. Ręce mi zdrętwiały. Są one przywiązane za moją głową do ściany.
Tak, abym nie uciekła.
Mam wiele ran głębokich i tych mniej ważnych. Pieką mnie niemiłosiernie.
Oni mnie tu jednym słowem torturują. Nie mam siły  nawet się odezwać, a co dopiero krzyknąć. Z ledwością oddycham. Jednak wzrok ciągle jest skierowany w jedno i to samo miejsce.
Nie reaguję na ich słowa. Odpycham ich za każdym razem. Jestem zwykłą lalką, która oddycha i widzi. Nic po za tym.
Tego dnia przyszli do mnie już około 5 razy. Przestałam już liczyć...
Kolejny raz drzwi tego dnia otworzyły się, a przez nie do pomieszczenia wszedł Derec i kilku innych mężczyzn.
Bez jakichkolwiek ceregieli, jak by było to normą, zgwałcił mnie , tak po prostu.
Natomiast jego wspólnicy przyglądali się temu. Wyszedł ze mnie i popatrzył na mnie, dając jakiś znak mężczyzną.
Podeszli do mnie i zaczęli kopać, bić, spluwać na mnie.
Ból poczułam od razu.
-Jesteś suką...
-Nic nie wartą szmatą....
-Wstydził bym się takiej dziewczyny...
Wszystkie te słowa brałam głęboko do serca, mimo że nie okazywałam żadnych emocji.
Nagle poczułam przeszywający ból w okolicy brzucha, a po chwili obraz zaczął mi się rozmazywać. W myślach zaczęłam panikować, ponieważ nie wiedziałam co się dzieje. Próbowałam to opanować, jednak po chwili ciemność mnie pochłonęła.
~~Harry~~
Siedziałem w salonie, popijając piwo. Wszyscy od dwóch tygodni nie spali, szukali wszelakich poszlak  jej tajemniczego zniknięcia.
Tessa wyjechała, ponieważ razem z nią nie chcieliśmy niepotrzebnie martwić Emily.
Ten mały szkrab był jak kiedyś Dars.
-Mam!- do domu wbiegł uradowany Drake.
-Co?- zapytał Liam, odwracając wzrok od monitora komputera.
-Wiem gdzie jest Darcy.- uśmiechnął się i z widoczną ulgą wypuścił powietrze.
Każdy na słowa chłopaka odwrócił się.
-Ale skąd?- zapytałem podchodząc do niego.
-Dostałem numer od chłopaków z dilerki. Była u nich wczoraj. Obadali gdzie przebywa i za chwilę powinni być.
-Dobra, musimy najpierw zbadać teren, a potem atakujemy.- rozkazałem.
***
Gdy tylko na podjeździe pojawiły się dwa sportowe auta, wyszliśmy im naprzeciw.Przybiliśmy sobie sztamę i już po chwili jechaliśmy autostradą 150km/h i ciągle przyśpieszaliśmy.Zatrzymaliśmy się przed wskazanym miejscem.Tak jak myślałem, nic trudnego. Zero zabezpieczeń. Jakiś typowy amator…
Zanim przystąpiliśmy do akcji, omówiliśmy plan działania.No chłopcy zabawmy się w żywe GTA.- zaśmiałem się i zaczęliśmy strzelanine.
                                                                   ~~Drake~~
Wszystko szło według planu. Chłopaki osłaniali mnie i już po chwili znajdowałem się w budynku, który był jakąś na pozór  ruderą.
Nie wiedziałem gdzie tak naprawdę mam iść.
Nogi poprowadziły mnie aż do jakiś schodów. Ostrożnie zacząłem po nich schodzić, obawiając się wszystkiego.
Nikogo nie było podczas mojej drogi na dół. Gdy znajdowałem się już w piwnicy, zacząłem otwierać pierwsze z brzegu drewniane drzwi, które od razu zaskrzypiały.
Wszedłem pewnie do pomieszczenia i od razu miałem odruch by się wycofać.
Obok zakrwawionego ciała brunetki, stał Derec z pistoletem wymierzonym na mnie. Ja zrobiłem to samo, tylko, że na niego.
Popatrzyłem na dziewczynę, którą z ledwością poznałem. Wściekłość jaka mnie ogarnęła, była teraz punktem kulminacyjnym. Nie wahając się, wystrzeliłem, jednak on tak samo szybko zareagował.
Na szczęście dostałem w nogę. On starał się podnieść, niestety krwawiąca rana uniemożliwiała mu to.
Powoli zbliżałem się do niego i aby nie wstał, przytrzymałem nogą, kładąc ją na niego.
-Nie przeżyjesz skurwielu.-wysyczałem nad nim.
Ze swoich spodni wyciągnąłem komórkę i zadzwoniłem do Harry’ego.
(H-Harry  D-Drace)
H- Co jest?- w tle można było usłyszeć strzelanie z broni i  przeklinanie. Jednak w jednej sekundzie wszystko ucichło.
D- Znalazłem ją, ale nie uwierzysz kogo jeszcze…- zakpiłem, patrząc na chłopaka jak powoli umierał.
H- Gdzie jesteś?
D- Pierwsze drzwi w piwnicy.
Rozłączył się, a ja czekałem.
~~Harry~~
Nie mogłem uwierzyć, że Derec zrobił to, bo chciał się zemścić.
Wzięliśmy naszego zdrajcę do furgonetki. Jednak jak się okazało zanim wyszliśmy z wilgotnego pomieszczenia, miał na tyle siły, by się odwrócić i wystrzelić w Drake’a.
~~Drake~~
Pocisk utknął mi w ramieniu. Zostałem  tu sam z moją Darcy.
Przykucnąłem przy niej.
Każdy kto ją skrzywdził w najmniejszym stopniu, odpowie za to! Nie daruje nikomu!
Z trudem ściągnąłem z ramion moją skórzaną kurtkę i nałożyłem na  wychudzone ramiona dziewczyny.
Nie miała nic z ubrania, prócz bielizny i teraz już mojej kurtki.
Podniosłem ją. Była jak piórko.
Kuśtykając zaszedłem z nią, do jednego z aut.
Momentalnie ją oddałem Liamowi. Traciłem na siłach. Z trudnością łapałem oddech.
-Stary, chodź.- w moją stronę odezwał się Zayn, a następnie pomógł mi usiąść z przodu na siedzeniach.
Na tylnie siedzenia położono Darcy, a na miejscu kierowcy, usiadł Harry.

-Trzymajcie się.- odezwał się lokers, a ja powoli odpływałem.
_____________________________________________________________________________
Hej ziomki. :D
Wyrobiłam się. Nie mam opóźnień w dodawaniu ^^.
Ale zawiedliście mnie. Myślałam, że jakieś komentarze się pojawią, a tu zero :c.
Jeśli coś wam nie pasuje  w opowiadaniu, w stylu mojego pisania czy ogólnie w blogu, to piszczcie. Wyraźcie swoje opinie. Naprawdę one dają mi często do myślenia, do ulepszania bloga i opowiadania :D.
Dziś się nie rozpisuję, jesteśmy na półmetku opowiadania. Tak ten rozdział informuje, że jest to już połowa.
Liczę na to, że każdy kto czyta skomentuje. Do następnego mordki ;).

niedziela, 7 grudnia 2014

Rozdział 32

Gdy nagle ktoś chwycił mnie z tyłu i uniemożliwił ucieczkę.
-Mam ją!- osoba która mnie trzymała, przywołała od razu chłopaków z oddali.
-Dobra, ja już się nią zajmę, żeby więcej do jej niemądrej główki nie przyszedł pomysł ucieczki, prawda słonko?- powiedział wprost do mojego ucha ostatnie słowa, Derec.
Zaprzeczyłam ruchem głowy, za co oberwałam w policzek.
Szarpnął mnie, zmuszając do iścia za nim.
Jedna samotna łza wypłynęła z oka.
Zaprowadził mnie do wielkiego pomieszczenia, gdzie obok jednego z wielkich okien stało duże łoże z baldachimem. Na przeciw łóżka, palił się kominek, który dawał jedyne źródło światła.
Długie, krwisto czerwone zasłony zwisały z sufitu, prosto na drewnianą podłogę.
-Choć słonko, zabawimy się.- powiedział brunet, podając mi rękę.
Patrzyłam na niego, jednak nie zrobiłam żadnego ruchu, na co on najwidoczniej się zirytował.
Chwycił mnie mocno za prawy nadgarstek, pchając prosto na nieskazitelnie czyste łóżko.

Nie mogłam wstać z niego, ponieważ od razu przywarł do mnie swym ciałem.
Zaczął mnie obmacywać po całym ciele.
Za wszelką cenę próbowałam się wyrywać, jednak nie miałam na tyle siły.
-Przestań, będzie mniej boleć.-wysyczał do mojego ucha.
Zaprzestałam jakiegokolwiek ruchu.
Byłam teraz jak marionetka.
Byłam obojętna na to, co za chwile miało się wydarzyć.
Całował mnie od szyi w dół....

***
(Nie napiszę sceny +18, :D, już byście chcieli zboczuchy. )
Doszedł we mnie. Na co ja miałam odruch wymiotny.
Łzy lały się ciurkiem. Chciałam by to cierpienie się skończyło.
Wyszedł ze mnie.
-Grzeczna dziewczynka.-wysapał i położył się obok mnie, po czym, po chwili zasnął, a ja dalej leżałam tam jak idiotka za nim uciekać.
Już chciałam wstawać, gdy odezwał się ON.
-Nawet się nie próbuj.-miał zamknięte oczy.
Chwycił mnie w talli i przysunął do siebie.
-Jesteś moja i tylko moja.- powiedział i zassał moją skórę na obojczyku, pozostawiając po sobie malinkę, po czym jak gdyby nigdy nic usnął.

                                                                            ***
Obudziłam się dość wcześnie rano. Wywnioskowałam to po tym, że słońce dopiero budziło się do życia. Leżałam przykryta kołdrą na miękkim materacu, w tym samym pokoju co wczorajszej nocy...
Chciałam bym zapomnieć o wszystkich tych wspomnieniach ale nie potrafię.
To wraca jak bumerang za każdym razem gdy myślę, że już jest dobrze.
Derec'a nie było obok mnie, ale wnioskując po jeszcze ciepłym miejscu obok  i wgnieceniu w poduszce, mogę stwierdzić, że chłopak wstał nie dawno.
Moje dalsze przemyślenia, przerwało skrzypnięcie drzwi. Momentalnie zamknęłam powieki, udając, że nadal śpię.
Ktoś zaczął do mnie podchodzić, był niebezpiecznie blisko mnie.
-O, mała kurwa dalej śpi.- kogoś szorstki głos był nieprzyjemny dla ucha.
-Przydało by się ją obudzić.- drugi głos odezwał się wprost nade mną i nagle na policzku poczułam ból.
Nie mogłam dalej udawać i szybko złapałam się za piekące miejsce, od razu siadając.
Popatrzyłam na nich pytająco. Jeden z nich był młody. Miał na oko tyle lat ile ja, natomiast drugi- był to umięśniony mężczyzna po 40-tce.
-Chodź, szef Cię chce.- powiedział starszy i chwycił mnie za włosy, ciągnąc za sobą.
Nie miałam wyboru, wstałam. Ale próbowałam wyrwać się. Niestety, skutki jednak nie powiodły się.
Wepchali mnie do tej samej sali balowej, gdzie w jednym z foteli siedział ON.
Zatrzasnęli za mną drzwi, zostawiając nas, sam na sam.
-Chodź, usiądź sobie.- pokazał na drugi fotel, naprzeciwko niego.
-Co znów ode mnie chcesz?-syknęłam.
Tamtej nocy obiecałam sobie, że dam rade, że nie poddam się tak łatwo.
-Milej...
Nie odpowiedziałam, więc on ponowił swoją wypowiedź.
-Mam do Ciebie sprawę. Nie ma odmowy, chyba, że wolisz abym od razu Cię zastrzelił.
Dzisiejszej nocy weźmiesz udział w misji. Wiem, że jesteś dobra bo Harry Cię przeszkolił.
A więc, musisz jednemu z gangów odebrać narkotyki i tytoń oraz broń i niezauważona wrócić z łupem do nas. Będziesz cały czas obserwowana, więc nie licz że się z tond wydostaniesz.

***
Nie mogłam wyrazić swego sprzeciwu. Nie miałam wyboru. Faktycznie, może i brałam udział w akcjach, ale to sporadycznie. W większości sama pchałam się gdzie nie trzeba, a wtedy ratował mnie Harry. Jeśli głębiej popatrzeć, działo się to kiedy mama jeszcze żyła, a my pałaliśmy do siebie szczerą nienawiścią.
Teraz jest tak samo. Nie liczę na pomoc z nikogo strony. Muszę się nauczyć tu żyć, by przeżyć. Nie mogę pozwolić, by mój honor został zbezczeszczony.
Obiecuję własnej sobie, że kiedyś uda mi się stąd uciec.
Po spotkaniu z Derecem, wróciłam do wilgotnej piwnicy, gdzie na starym materacu zostałam przywiązana do ściany.
Ręce już dawno mi zdrętwiały, a nikłe światło dochodzące z pola, stawało się co raz to słabsze, aż po jakimś czasie, w pomieszczeniu nastąpiła ciemność.
W każdej chwili niebezpieczeństwo mogło nadejść, a ja nie mogłam zobaczyć kto i kiedy nadchodzi. Każdy najmniejszy szmer dawał mi pozycję bojową, jednak po chwili uświadamiałam sobie, że to tylko wiatr lub myszy.
Straciłam rachubę czasu  już dawno ale mogę powiedzieć, że po jakimś czasie, który dłużył się nieubłaganie, drzwi zaskrzypiały a do pomieszczenia wpadło światło z korytarza, które mnie oślepiło.
Rzucono we mnie jakimiś ciuchami, a następnie odwiązano mi ręce.
Dali mi chwilę, bym mogła się szybko ubrać.
Jednak mają coś z człowieczeństwa....pomyślałam.

                                                                        ***

Szybko wpakowali mnie na tyły ciężarówki i w szybkim tempie odjechali od budynku.
Jechaliśmy miastem, szyby były przyciemnione. Przyglądałam się ludziom chodzącym chodnikami. Owszem, każdy ma jakieś problemy, utrapienia... ale jest wolny. Nie przeżywa co noc tego samego horroru na nowo i nie jest więziony w zimnej i wilgotnej piwnicy.
Zrobiło mi się smutno, a najgorsze w tym wszystkim jest fakt gdy...
Gdy zobaczyłam idącego Drace'a po chodniku. W prawej dłoni trzymał komórkę, a głowę miał spuszczoną. Czas jak by stanął. Wszystko działo się wtedy w zwolnionym tępię. Patrzyłam na niego jak zaczarowana i nie mogłam nic zrobić. Popatrzył na mnie i poczułam jak by nasze spojrzenia na moment się spotkały przed tym zanim wjechaliśmy w jakąś uliczkę.
Czułam, że to co teraz ma miejsce w moim życiu, na zawsze odbije piętno w moim umyśle.
Nie wiem kiedy się zatrzymaliśmy. Dopiero po chwili, do świata żywych przywrócił mnie głos jednego mężczyzny że mam robić swoje.
Podano mi pistolet. Było już ciemno, a jedynym źródłem światła, była duża lampa nad wejściem do miejsca spotkań dilerów.
Nawet nie wiecie, jak bardzo kusiło mnie, by strzelić nie do dilerów, ale do moich porywaczy. Jednak za bardzo bałam się, że o wszystkim dowie się Derec i ponownie będzie powtórka z rozrywki.
Czego już więcej nie chciałam przeżyć
Po cichu uchyliłam metalowe drzwi. Nie zauważyłam nikogo. Od razu w oko wpadła mi cała dostawa na jednym ze stołów. Skradałam się jak najciszej, ale oczywiście taka świetna Darcy musiała coś skiepścić.
Nie zauważyłam kabla rozciągniętego na środku podłogi i runęłam jak długa na ziemię.
Od razu pojawiło się kilka umięśnionych osób w sali.
Miałam uciekać, ale stalowy uścisk ręki nie pozwolił mi na to. Byłam przerażona....
-Darcy?- zdziwienie pojawiło się na ich twarzach.
Skąd oni mnie znają?
-Nie pamiętasz nas?- zaprzeczyłam ruchem głowy - To my Torentto, Ernest, Zack i Billi.
Od razu ich skojarzyłam. Ulga, którą poczułam była niesamowita.
Harry współpracuje z nimi. Kiedyś przyszli do loczka, kiedy ja siedziałam u niego w gabinecie.
____________________________________________________________________________
Hej mordeczki.
Mamy weekend i co za tym idzie, rozdział ;D.
Wiem, że miał być wcześniej, ale nwm dlaczego o.O pomyliłam sobie dni xD.
Przepraszam, następnym razem muszę częściej zaglądać do kalendarza :D

Słabo jak widzę, jest z komentarzami :c.
Myślałam, że chcecie czytać bloga, teraz to nawet nie wiem, czy wgl ktoś  to czyta, czy może zawiesić bloga :/.
Zrozumcie mnie, że przez moją dość długą nieobecność i to nie raz, była właśnie szkoła.
Nie chodzę do podstawówki, gdzie tam lekcje kończy się o 13 a nawet często i wcześniej, a potem nie ma się co robić. Ja wracam do domu 17/16 do domu i nie mam czasu by pisać dla was przez tydzień rozdziałów, nawet w soboty mam treningi i lekcje dodatkowe :p i żeby wyrabiać się z rozdziałami muszę a raczej będę musiała zarywać noce ze soboty na niedziele, a to robię dla was. Prosiłam was o pokazanie ile was tak naprawdę czyta, dziękuję że mnie zignorowaliście całkowicie :c.
To do następnego.