środa, 27 sierpnia 2014

Rozdział 26

Zmiany, które zapamięta ''cały świat''.
Chce, na ile tylko mogę zacząć nowe, lepsze życie. W którym nie będzie Drake'a i z ciężką ręką na sercu, ale i jego przyjaciół z gangu.
Zatrzymałam się pod jednym z niewielu studiów tatuaży w tym mieście.
Pracował w nim mój dobry znajomy. Był szefem tego biznesu.
Ale niestety lub stety... był także przyjacielem i niegdyś dilerem Harry'ego.

Wchodząc do środka, nad głową zabrzęczał mi mały, złoty dzwoneczek.
-Hej Darcyika.- zaśmiał się chłopak, na oko 20 może 21 lat.
Podeszłam do lady.
-Hej. Kiedyś tego naprawdę pożałujesz.- nie lubiłam tego, jak mnie nazywa.
-No ok,ok. A co tu, tak w ogóle robisz?- zadał pytanie.
-Chciałam bym  zrobić sobie tatuaż.
-Ale...- nie dane było mu skończyć.
-Proszę Cię... Conrad.
-Ehh.. no dobra.

Conrad, chłopak dość wysoki. Wysportowany i dość przystojny. 
Pamiętam jeszcze jak się poznaliśmy.
,,Dziewczyna. Wtedy jeszcze 15-latka. Mama jako pielęgniarka miała nocny dyżur, a tyle się teraz mówi o porwania, tych gangach itp. Gdyby tylko mama wiedziała...
 Dlatego poprosiła swojego starszego syna, by zajął się siostrą.
Młoda dziewczyna nie była zadowolona z faktu, iż może narobić sobie nowych siniaków. Pod czas drogi do domu brata, opracowywała chodź minimalnie, jak może wyglądać reszta dnia, tak by nie narazić i w nagłych sytuacjach obronić się przed siłą Harry'ego.
-Rybko, dlaczego  przez całą drogę nie rozmawiasz ze mną? Coś się stało?- usłyszałam zmartwiony głos mamy.
-Nie, nie. Nic się nie stało.- wymusiłam uśmiech w stronę rodzicielki.-  Tylko po prostu myślę nad ... wyglądem projektu do szkoły.

Chciałam w jakikolwiek sposób, spławić mamę. Fakt, nigdy nie przykładałam się do nauki, a tym bardziej nie interesowały mnie oceny dodatkowe, a teraz wypaliłam z takim czymś?!
-Cieszę się, że w końcu wzięłaś się do nauki- uśmiech szczęścia, zawidniał na twarzy mamy
 Nie musiałam odpowiadać, na całe moje szczęście. Gdy tylko zatrzymaliśmy się na podjeździe, wystrzeliłam z auta jak z procy. Pierwszy raz ucieszyłam się na to, że już stoimy przed domem Hazzy.
Mama podała mi torbę, w której miałam kilka ubrań kosmetyczkę i inne moje duperele.
Pomachałam odjeżdżającej już rodzicielce. Gdy już nie była w zasięgu moich oczu, bez pukania weszłam do domu.
-Matka nie uczyła Cię pukania do drzwi?!- powiedział nieprzyjemnym tonem brat, który nagle nie wiadomo z kond....''
 Moje dalsze przemyślenia przerwał głos chłopaka, który mnie nawoływał.

***
-To co to ma być?
-Napis ,,Naver Say Never'' na lewym nadgarstku.

Chciałam, by przypominał mi, że nie warto się poddawać. 
Że mogę jeszcze tyle zrobić, a jeśli się poddam nic nie zostanę w zamian.
Nadal tyle otaczających fałszywie mnie ludzi.
Chciałam bym się nigdy nie zakochać. Być bezuczuciową suką i TYLE!

,,.... znalazł się przede mną. 
Nie zdziwił mnie jego ton.
-To jest tak samo twoja mama. Więc jeśli Ciebie nie nauczyła to mnie też nie.- chciałam się przecisnąć między nim, a framugą drzwi, ale on mi nie pozwolił.
-Nie ze mną taka rozmowa. Nie upszykrzaj mi reszty dnia. Sio!- popchnął mnie w głąb mieszkania.
Poszłam prosto.
Zauważyłam, że jakaś osoba siedzi w salonie na fosie. Robiłam wolne i małe kroki. Nawet Harry mnie wyminął.
-No i co się czaisz?- zaśmiał się.
Jego zmiany nastroju były dość niepokojące i dawały dużo do myślenia na temat jego psychiki.
Niestety przez te słowa, osoba siedząca na sofie odwróciła się w moim kierunku i od razu się uśmiechnęła.
Teraz podeszłam do nich żwawszym krokiem.
-Hej. Conrad jestem.- chłopak wstał i podał mi rękę, którą po chwili uścisnęłam.
-Cześć.... Darcy.- nie wiedziałam jak złożyć wszystkie słowa w jedną całość.
Ten chłopak oszołomił mnie.''

No i tak poznałam tego szalonego chłopaka. Był w wieku mojego brata, więc nie mam co się dziwić, że się razem zgodzą.
Jednak ta twarz nie wygląda na to, że ta osoba była dilerem i nadal pracuje z jednym z najgroźniejszych gangów w całej Brytanii.
-Gotowe.- z przemyśleń wyrwał mnie głos chłopaka.

Wykonał kawał dobrej roboty. Uśmiech od razu zawitał na mojej twarzy.
-I jak?- oczekiwał mojej opinii. 
-Łał. Świetne.- tylko tyle zdołałam powiedzieć. Uśmiechnęłam się do niego.




~~Harry~~
-No to trzeba ją przeszkolić. Nie wydaje Ci się?- powiedział z ironią Zayn.
-No tak. Ale ja nie wiem czy...
-Harry! Zrozum, jesteście rodziną, tak?-  Louis był takźe już podirytowany z tego powodu, tak samo jak reszta chłopaków.
-No jesteśmy, ale nie do końca.
-Gówno mnie to obchodzi!- Niall już nie wytrzymywał.
-Chłopaki, ja rozumiem. Potrzebujemy ludzi i to zaufanych do wielu akcji, ale nie wydaje Wam się, że to przesada, moją siostrę w to plątać?- próbowałem w jakiś sposób ich przekonać.. lecz na marne.
-Harry, no właśnie... zaufanej. Darcy idealnie się nada. - stwierdził Liam.
-Ale jak mamy sprawdzić jej zręczność i sprawność w takich sprawach?- zaciekawił się Niall.
-Mamy przecież ludzi którzy nam wiszą kase i tak mieliśmy ich zabić. Zadzwonimy po dwóch. Jeśli sobie nie poradzi, wkroczymy jej pomóc.-stwierdziłem.

~~Darcy~~
Weszłam jak gdyby nic do domu. Najwidoczniej nikogo nie było. W całym domu światła były zgaszone.
Zapaliłam wszędzie po kolei idąc do salonu.
Usiadłam zmęczona na sofie. Popatrzyłam na swój lewy nadgarstek i uśmiechnęłam się.
Popatrzyłam na ogród za oknem. W krzakach coś się poruszało. Podeszłam do okna powoli i przypatrywałam się, gdy nagle z krzaczorów wyskoczył jakiś mężczyzna.
Krzyknęłam przestraszona, gdy on zaczął biec w moim kierunku. 
Nie wiedziałam co mam zrobić.
-Harry!- wrzeszczałam.
Odpowiedziała mi cisza.
Bez dalszego zastanowienia wbiegłam do zakazanego pokoju Hazzy i zaczęłam przeszukiwać wszystkie szafki, aż znalazłam broń.
Odbezpieczyłam ją i powoli wycofywałam się z pokoju.
Był w salonie i rozglądał się. Gdy mnie dostrzegł, podniósł jedną rękę, a ja wcześniej nie zauważyłam, że trzyma w ręce pistolet. Nie zareagowałam. Było za późno.... strzelił!
____________________________________________________________________________
Hej.
No i daliście rade. Trzy komentarze :D, cieszę się naprawdę z tego.
A jeszcze mam większego banana ze świadomością, że to co piszę się Wam podoba. Jejjj :3
No nic, nie zanudzam. 
Dacie więcej niż trzy, wieże w WAS. 
Do następnego 1 września.

 


czwartek, 21 sierpnia 2014

Rozdział 25 ,,Potrzebuje Cię jak powietrza...''

Za wszelką cenę chciałam uniknąć jakiegokolwiek kontaktu z nim.
Było mi wstyd, a zarazem przykro.
To jest moje życie i moje problemy, a jak się okazało, jemu mówić nic nie muszę.
Już nie jest moim przyjacielem. Czyli nigdy nim nie był. Bo przyjaciel jest wieczny, o każdej porze dnia czy nocy.
FOREVER
-Dlaczego? Dlaczego to zrobiłaś?- spytał, tym samym łapiąc mój podbródek, rozkazując tym, bym na niego popatrzyła. Odwrócił moją głowę tak, że od razu nawiązał ze mną kontakt wzrokowy.
-Ja..ja...nie...- zaczęłam się jąkać, na samą myśl tych wszystkich wspomnień przez które zaczęłam dodawać sobie bólu fizycznego oraz więcej blizn.
Po policzkach, sama nie wiem kiedy, zaczęły spływać słone łzy.
-Cii, spokojnie.- objął mnie ramieniem, tym samym przytulając mnie do jego torsu i kołysząc nami na boki.
Po jakiś 30 minutach udało mu się to. Jednak nadal byłam roztrzęsiona.
-Zostać z tobą?- zapytał niepewnie.
-Nie. Idź do twojej dziwki.
-Nie nazywaj jej tak! Nie jest nią!- podniósł na mnie głos  w jej obronie.
A jak ona mnie przezwała, to jeszcze ja ochrzan dostałam.
I to niby, był ten cały ''przyjaciel''?
-A jak ona mnie obraziła, to niby mogło być!- szybko się od niego odsunęłam.
-Próbowała się tylko obronić! A ty jesteś jeszcze zwyczajną smarkulą, a wydaje Ci się jak byś była nie wiadomo jak dorosła!- nadal to robił. Bronił jej, jak by była jakaś święta.
-Ty dupku!- przywaliłam mu z otwartej ręki w polik.- Uważałam Cie za mojego przyjaciela! A ty bronisz jakąś sukę, co sprzedaje się na ulicy!
-Nie masz prawa tak o niej mówić! Nie znasz jej!- wstał, był wyższy ode mnie. Przestraszył mnie, gdy zostałam przygwożdżona do ściany. Trzymał jedną ręką za moje gardło.
-Nie waż się NIGDY tak o niej mówić.-wysyczał, chwytając mnie mocniej za gardło.
Dusił mnie tym. Nie wspominając o tym, że mnie to bolało. Po poliku polała się pojedyncza łza.
Nie dałam rady wydusić z siebie żadnego głosu.
Gdy tylko mnie puścił, natychmiast zabierając tylko telefon i zakładając na szybko buty, wybiegłam z domu.
Łzy leciały z oczu, a szyja mnie bolała.
Mnie by tak nie bronił.Smutne, ale prawdziwe.
Wolnym krokiem wróciłam pod dom Harry'ego.
Po cichu weszłam do domu, było około 5 nad ranem.
Nie chciałam go obudzić.
Cały bałagan, jaki zrobiłam kilka dni wcześniej był posprzątany.
-Proszę, proszę, proszę. W końcu postanowiłaś wrócić?- wystraszyłam się.
W salonie siedział Harry z laptopem na kolanach. Nie wiedziałam co powiedzieć ani co zrobić.
-Chodź tu.- zawołał.
Usiadłam obok niego na skórzanej, białej kanapie.
-Harry, ja..
-Nie tłumacz się, bo ja też bym musiał.
-Ale, ja przepraszam.- spuściłam głowę.
-Muszę przyznać, że nie wyszło Ci zmylenie mnie.- zaśmiał się, na co ja lekko walnęłam go z pieści w ramie.
-No dzięki, miły jesteś.- zaśmiałam się, a on razem ze mną.
-No wybacz młoda, ale jestem szefem najgroźniejszego gangu w całej Wielkiej Brytanii. Tak łatwo nie dam się przechytrzyć.
Pierwszy raz, od wielu lat śmiejemy się podczas rozmowy ze sobą.

***

Zdałam! Udało mi się!
Może i na oceny dopuszczające, ale się udało.
Została mi ostatnia lekcja wychowawcza.
Nie było dzisiaj wielu osób, ale to ze względu na to, że dziś ostatecznie zostały wpisane oceny roczne.
Było mi przykro, widząc Mike'a, który za każdym razem patrzył na mnie z pogardą, siedząc wśród tych lafirynd.
Przez cały dzień nie rozmawialiśmy ze sobą.
Kolejna osoba, która mnie zawiodła.
Ale to może ze mną jest coś nie tak? Nie wiem, naprawdę nie wiem.
Gdy zadzwonił dzwonek i wszyscy zaczęli wychodzić z klasy, pani Jeankis zatrzymała na chwilę mnie i Mike'a.
-Gratuluję Ci Darcy, że zdałaś... ale gdyby nie twoje lenistwo...- zaśmiała się.
-Dziękuje.-odpowiedziałam ze świadomością, że obok mnie stoi chłopak, który nienawidzi.
-A tobie Mike, dziękuje, że jej pomogłeś.
-Nie ma sprawy.
 Pożegnaliśmy się i wtedy miałam chwilę by może w małym stopniu coś naprawić.
-Mike, zaczekaj.- odwrócił się bez jakichkolwiek emocji.
-Ja przepraszam, że bez słowa wyjaśnienia, tak po prostu chciałam zakończyć naszą znajomość. Ale pomimo wszystko, jeśli chcesz... powiem Ci.
-No to czekam...
-Jeasika, Emma i Flora, one groziły mi. Ale co ja będę się ich bać. Umiałam się świetnie bronić, a ile takie paniusie mogły by mieć siły.
Wtedy nie pomyślałam, że mają jakiegoś męskiego boksera.
Zabroniły, a raczej zagroziły, że jeśli znów będę z tobą rozmawiać, oberwę.Zakpiłam wtedy z nich.
W tym samym dniu, kiedy miałeś przyjść do mojego domu, one zaatakowały mnie znienacka. 
Nie zdążyłam się obronić. Do to tego jakiś koleś tak mnie wtedy pobił, że gdy przywaliłam w śćianę, to straciłam przytomność.
-Darcy...ja...
-Nie Mike. Idź do nich, ja mam czyste sumienie wobec Ciebie.- i odeszłam.
Pod czas wytłumaczeń, zrozumiałam, że i tak w końcu każdy się ode mnie odwróci. To tylko kwestia czasu.
Chciałam poplotkować z Alex. Boli mnie to, że ona znalazła sobie kogoś i przez to nie ma dla mnie czasu.
I to jeszcze mój dobry kolega.
Zadzwoniłam na dzwonek, wyczekując blondynki.
Otworzyła pół minuty później.
-Hej Darcy.-przywitała mnie.
-Hej, wpadłam zobaczyć jak się czujesz i w ogóle.
Weszłam do kuchni zrobić sobie jak i przyjaciółce herbaty.

***

Wchodząc do salonuz dwoma kubkami gorącej cieczy, zadziwił mnie fakt, że Alexis nie była sama.
Obok niej siedział Jake.
Przywitałam się z nim i przez dobrą godzinę przyglądałam się im, jak do siebie się migdalą.
Było mi przykro, że oni mają siebie.
Po kilku następnych minutach, postanowiłam, że dłużej tego nie wytrzymam.
Pożegnałam się z nimi i życząc szczęścia w związku.
Chodź przyszło mi to z trudem, wypowiedziałam to.
Trudno jest sie cieszyć czyimś szczęściem, kiedy sama jesteś w dołku i po stracie ważnej Ci osoby.
Poszłam do domu i bez pytania wzięłam jedno z wielu aut Harry'ego.
Wyjechałam nim z posesji i moi  dzisiejszym celem jest stary tor, na obrzeżach miasteczka.
Byłam rozdarta, na każdy możliwy sposób.
To naprawdę boli. Taka prawda... którą dziś otrzymałam, na prawdę, nie życzę nikomu.
Wydawało Ci się, że znasz tą osobę, że jesteś w stanie powierzyć jej swoje tajemnice, problemy, a tak na prawdę, ta osoba jest nic nie warty, bez uczuciowym dupkiem, który kocha życie- zaliczanie lasek, co noc inna.
Wysiadłam z wozu.
Nie daleko... znaczy obok toru. znajdował się warsztat i garaż samochodowy Jacob'a.
Niby mam tą czwórkę męskiej odmiany przyjaciół, ale kto wie, może ktoś jeszcze jest taki sam jak Drake...
-Hej mała.
-Hej duży.-przywitaliśmy się. -Jak tam moje autko?Dało się go naprawić?
-Jasne, tylko podziwiaj.- zaśmiał się - I tak w ogóle, co jest młoda?
Przed nim nie dało się ukryć nic.
-Wydaje Ci się.
-Dobrze wiesz, że nie odpuszczę, więc gadaj mi tu.
-No bo...ehh Drake znalazł sobie jakąś dziwkę i gdy wyzwała mnie od suk, on jeszcze jej bronił...

Opowiedziałam mu wszystko.
Nawet o Alex, Mike'u.
Jemu, jako z niewielu ludzi mogłam zaufać. Wiedziałam, że nie rozpowie nikomu.

-Oj mała. Niech ja  tylko dopadnę tego debila, a popamięta sobie.Ale ty... nie możesz się ciąć, jasne?
-Ale..al skąd to wiesz?- przestraszyłam się, przecież nie mówiłam mu tego.
-Spokojnie. Po prostu wiem, że kiedyś to robiłaś, więc sprawdziłem i masz blizny.- wziął moją rękę w swoją dużą dłoń.- i to świeże.Pójdę, zaparzę nam herbatki i ... proszę.- podał mi klucze od mojego wozu.
Gdy nie było go już na widoku, szybko wsiadłam i z piskiem opon, opuściłam garaż.
Wjechałam na tor. Stanęłam na linii startu.
To ostatni w moim życiu wyścig ze samą sobą.
Straciłam osobę, która była jedynie moim  przyjacielem, której ufałam i niestety się zakochałam.
Usłyszałam głos, żebym nie ruszała... i tak dalej. Był to Jacob, który wymachiwał i wrzeszczał, żebym nie robiła, żadnych pochopnych decyzji, biegł do mnie.
Wcisnęłam jak się tylko da pedał gazu. Od razu wcisnęło mnie w siedzenie.
Nie chciałam takiego życia, nie chciałam żyć.
Mur z wieloma Graffiti, zbliżał się niemiłosierni szybko.
Gdy mocno zacisnęłam oczy, oczekując bólu... nic, zero.
Powoli otworzyłam oczy, rozglądając się.
Stałam...Kilka centymetrów przed ścianą.
Dlaczego?
-Może dla tego, że to jeszcze nie czas  na Ciebie idiotko!-wykrzyczała podświadomość.
Ale to nie był przypadek, po prostu zabrakło paliwa i tyle.
Fakt, powinnam być silna. W końcu obiecałam to sobie samej i mamie, po jej śmierci.
Nie dotrzymałam słowa.
-Nigdy nie jest za późno.
Racja.
Wszystko mogę naprawić, to nie czas na mnie! Muszę najpierw wszystko ponaprawiać, pomimo cierpienia jakiego doświadczam prawie każdego dnia.
-Darcy! Nic Ci nie jest?!- wykrzyczał zdenerwowany Jacob.
-Nie.- uśmiechnęłam się do niego.
-Martwiłem się o Ciebie.-przytulił mnie.
Wyciągnęłam klucze ze stacyjki i podałam chłopakowi.
-Nie dawaj i tego auta. Jedyni na czas wyścigów.- uśiechnęłam się, po czym wyszłam i poklepałam bruneta po ramieniu.
Stał nadal w tym samym miejscu z niedowierzaniem.
Z oddali, krzyknęłam do niego -Paaa!

***
Jeżdżę po mieście bez celu. Przypatruję się tym szczęśliwym ludziom, ale co mi da użalanie się nad sobą?
NIC, no właśnie....
Więc nie warto, trzeba wziąć się w garść i ruszyć dalej przez życie.
Czas na zmiany...


_____________________________________________________________________________
 Hej.
Miło, że komentujecie. To naprawdę dodaje mi motywacji. Cieszę się, że komuś się podoba ale może są osoby, które coś by w tym zmieniły, że czegoś brakuje.
Ja oczywiście zastanawia się praktycznie każdego dnia, jak można by było wzbogacić życiorys bohaterki.
Mam kilka ciekawych pomysłów, które mam nadzieje, że już niedługo wcielą się w życie Darcy.
Ale do tego czasu proszę o naprawdę szczerą opinię w komentarzu.
I tak wiem, że wiele z Was to pominie, bo po co? Dodaje pomimo komentarzy.
Tak, to prawda... do daje, bo chce się z Wami podzielić tym co stworzyłam.
Ale bez Was, to nie ma sensu.
I tak to pominiesz prawda?
Nie dodasz komentarza.
Od rozdziału, do rozdziału liczba wyświetleń wzrasta, tak to mało 40 wyświetleń, a komentarzy 1. I to waszym zdaniem dużo?
I tak pominiesz, bo po co marnować czas, jak i tak doda.
Dobra... jeśli tak chcecie, spoko. Nie chce jakiś mieć nie porozumień z Wami, chce wiedzieć tylko, czy to co piszę na pewno podoba się każdemu i zaspokajam każdego gust.
Czekam ...
 minimum 3 komentarze- rozdział w sobotę.
mniej niż 3 komentarze- rozdział 1 września

piątek, 15 sierpnia 2014

Rozdział 24 ,,Gwiazd naszych wina''

-Martwiłem się.- powiedział Drake.
Nie chce by ktokolwiek na siłę ''próbował'' mi pomóc.
Wolę żyć ze świadomością, że nie idzie.
-Niepotrzebnie .-powiedziałam cicho od niechcenia, wymijając go.
Poszłam do sypialni w której świeciła się jedynie mała lampka nocna.
Usiadłam na łóżku, po czym zgasiłam źródło światła.
Podkuliłam nogi pod brodę i owinęłam je rękami.
Brunet nie przyszedł- jeszcze.
Jedna, samotna łza wypłynęła na samo wspomnienie tamtej nocy.
Nagle moja przeszłość dała o sobie znać. To wszystko na nowo powraca i to ze zdwojoną siłą.
Wtedy było ciężko- ale udało mi się i teraz jestem wśród żywych.
Usłyszałam skrzypnięcie drzwi. Zwinęłam się w kłębek, jak bym próbowała okryć moje ciało przed każdym.
Nagle materac ugiął się pod ciężarem czyjegoś ciała.
Wzdrygnęłam się, jednak szybko się opamiętałam.
Drake przytulił mnie.
Tego właśnie potrzebowałam- wsparcia, pomocy i zrozumienia wśród innych.
***

Obudziłam się. 
Promienie słoneczne drażniły moje oczy.
W pokoju było cicho- tak spokojnie.
Do czasu... gdy usłyszałam pochrapywanie.
Dopiero wtedy zrozumiałam gdzie jestem i, że leże na torsie chłopaka.

~~Harry~~
 Byłem wściekły.
Darcy widziała jak Tessa zabija człowieka.
Jeszcze ten głąb myślał, że to intruz.
Nie wydaje mi się, by ona cokolwiek była do końca świadoma.
Gdy zobaczyłem jej twarz, która była w ogóle nieobecna to nie jestem pewien, co mam o tym myśleć.
Muszę z nią porozmawiać.
Na  pewno jest w domu. Fakt, wróciłem późno i jestem zmęczony.
Odpocznę tylko chwilę- w końcu nie spałem całą noc.
-Co tu się ku*wa stało?!- wrzasnąłem.
Odpowiedziała mi cisza i widok bałaganu.
Krew na podłodze...
Samotnie leżący nóż....
Podszedłem bliżej, by się przyjrzeć temu.
Wydawało mi się to dziwne.
Przecież nikt nie mógł się dostać do tego domu oprócz Dars.
Dom jest pancerny.
Jednak poszedłem upewnić się, że z szatynką wszystko jest OK.
Wszedłem do jej pokoju, który był pusty i pełen w bałaganie.
Książki, ciuchy i wiele innych rzeczy, porozżucanych po pokoju.
Byłem wściekły. Przechodziłem z pokoju, do pokoju, ale nigdzie  jej nie było.
Wróciłem ponownie do jej królestwa.
Podświadomość mi mówiła, bym sprawdził szafy.
Wydawało mi się to bez sensu, ale co mi szkodzi.
Na jednej z półek, nie było jej ubrań. Dało mi to do myślenia. Jeśli była by porwana, to nie wzięła by ze sobą walizki i ciuchów.

~~Darcy~~
Leżałam i czekałam aż brunet się obudzi.
Moje, jakże fascynujące zajęcie przerwał dzwonek komórki.
Na ekranie ukazał się napis ,,Harry''.
Zdziwiłam, a za razem zaniepokoiłam się tym. On, rzadko kiedy dzwonił. Wolał drzeć japę prosto  na mnie, a nie w powietrze.
Nigdy tego nie lubiłam.
Nie odebrałam- odrzuciłam połączenie i tak kilka razy.
-Kto tak się dodzwania?- usłyszałam chrapliwy głos Drak'a.
-Nikt ważny.- odwróciłam się i wymusiłam na swojej twarzy uśmiech.
On na to mnie przytulił.

***
Siedziałam sama w wielkim domu.
Powolnym krokiem poszłam do łazienki na piętrze. Zamknęłam na klucz i zjechałam po drzwiach.
Nie, nie mogę tak dłużej. Poradziłam sobie raz. Drugi już nie wytrzymam. To dla mnie za wiele.
Rozejrzałam się po całej łazience, aż dostrzegłam swoją kosmetyczkę. Wstałam i wyciągnęłam z niej mały, metalowy przedmiot.
Wiele razy próbował załagodzić ból psychiczny, bólem fizycznym.
Pozostawały blizny, które ukrywałam długi czas.
Myślałam, że któregoś dnia nie obudzę się. Będę patrzeć z góry na cały świat. Nie będę czuć bólu, smutku- cierpienia.
Jednak, Bóg chciał inaczej. Bym cierpiała, już na samym początku byłam na niego skazana.
Jako mała dziewczynka, bez miłości ojca i matki. 
Bez rodziny, byłam zdana na siebie.
Otaczało mnie wiele fałszywych ludzi, aż do dziś tak jest.
Gdy w wieku 6 lat, myślałam, że będzie dobrze- znów!
Wszystko się pokrzyżowało i jestem skazańcem losu.
Oczywiście da się przyzwyczaić, jednak nigdy chyba do końca nie zaznam szczęścia i miłości.
Głupi brat, gangster.
Nawet nie wiem kiedy zrobiłam już którąś z kolei kreskę tym ostrzem.
Usłyszałam pukanie do drzwi.
Wystraszyłam się.
-Darcy?- zawołał Drake po drugiej stronie drzwi.
-Tak?
-Wyjdź.
-Zaraz.
-Masz 5 minut.
Szybko przemyłam ranę wodą i wyszłam z pomieszczenia.
Przy drzwiach nie było Drake'a.
Czułam się z tym źle, że on się dowie. Wstydzę się tego, jak próbuje poradzić sobie ze wszystkimi problemami.
Te wszystkie wspomnienia... one mnie niszczą.
Zeszłam do salonu. Nikogo w nim nie było, więc usiadłam, tępo wpatrując się w okno.
Ogród chłopaka potrzebował pielęgnacji, ale pomimo to wyglądał wyjątkowo.
Zauważyłam zdenerwowanego chłopaka.
Biegał po całym domu.
-Może byś i pomogła, a nie tak siedziała?- wypowiedział w biegu.
-Drake, co jest?- spytałam patrząc na niego, co było śmieszne.
Stanął akurat przy wejściu do salonu.
-Mam dziś ważne spotkanie.
Zdziwiło mnie to, ponieważ on bardzo rzadko kiedy załatwiał sprawy na mieście.
-Ty idiotko, przecież on idzie na spotkanie z dziewczyną!- wrzasnęła podświadomość.
Byłam praktycznie cały dzień sama, a teraz też mnie zostawia. Było mi smutno z tego powodu, że inna dziewczyna może mieć jego i być jego.
-Cały świat nie kręci się tylko wokół Ciebie. On ma swoje życie i będzie robił co zechce.- no i znów ten irytujący głosik!
-Pomóż mi.
 Zaśmiałam się i poprawiłam mu krawat -Idealnie.
Cmoknęłam go w policzek na pożegnanie.
-Nie wiem kiedy wrócę, pa.
No i wyszedł. Zostawił mnie sam na sam z problemami, których się nie pozbędę.
 Chciałam bym, tak po prostu komuś wyżalić się. Zaufać, by było lepiej.
Tajemnica jest na tle ciężka, że nie wiem czy kiedykolwiek zdołam wypowiedzieć ją na głos po raz  drugi.
Codziennie w nocy, budzę się zalana potem. Wszyscy myślą, że jestem jakaś inna- dziwaczka.
Myślałam, że Drake będzie na tyle ufny, bym mogła się wygadać, a on powie, że po prostu  uda mi się, a on tego dopilnuje.
Jednak się myliłam.
Głupia ja, już chciała powiedzieć co mnie dręczy.
Bo mnie przytulił.
W tym momencie prychnęłam ze swojej głupoty.

Mijały godziny, a na polu robiło się co raz ciemniej.
Zadzwoniła moja komórka. Na telefonie wyświetlił się napis ,,Mike''.
Odebrałam...
-Hej, nie mam wiele czasu, ale pani Handrin każe Ci jutro być na zajęciach. Inaczej oblejesz cały rok. Cześć.- rozłączył się.
Nawet nie pozwolił mi dojść do głosu.
Jego ton był obojętny i taki pełny złości.
Wszyscy się ode mnie odwracają. W tym momencie byłam bezsilna.
Usłyszałam śmiechy dochodzące z wejścia do domu.
Przez cały ten czas siedziałam w jednym miejscu i rozmyślała jak najlepiej rozwiązać problemy. Dali mi przecież tyle czasu...
Wstałam ze sofy i wolnym krokiem poszłam zobaczyć kto to.
Owszem, mogli być to chłopaki bo mają dorobione klucze do domu.
Byli dla siebie jak bracia, tak samo było ze mną i Alex.
Mówiliśmy sobie wszystko.
Tylko raz odważyłam się otworzyć przed drugą osobą. Chciała i za wszelką cenę starała się mi pomóc.
Tylko problem był w tym, że ja nie chciałam.
Teraz żałuję tego, bo sprawiałam jej tym tylko smutek.

Nie byli to chłopaki, tylko Drake i jakaś blondynka.
Zdziwiłam się.
Najwidoczniej mnie nie zauważyli- byli za bardzo zajęci sobą, bo zaczeli kierować się na górę.
Odchrząknęłam,  dzięki czemu zdobyłam ich uwagę.
-O Darcy, myślałem, ze śpisz. - w jego głosie słychać było rozbawienie.
-Może przedstawisz mi goś...-nie zdołałam dokończyć, bo ta pusta lala mi  przerwała.
-Nie mówiłeś, że mieszka z tobą jakaś... szmata.- zwróciła się do bruneta.
-Bo nie mieszka.- powiedział obojętnie
No nie wieżę!
Pozwolił jej, by mogła mnie tak nazwać!Zawsze myślałam, że mogę mu zaufać- że jest moim przyjacielem.
Jednak i tym razem myliłam się.
-Jeszcze raz mnie tak nazwij, a twoja matka Cię nie pozna!- wrzasnęłam, podchodząc do niej.
-Już się boję.- zakpiła.
W tym momencie pożałowała tego.
Przywaliłam jej, prawy sierpowy, na co ona zgięła się w pół i wrzasnęła.
Ja natomiast uśmiechnęłam się ze zwycięskim uśmieszkiem.
-Darcy! Taylor, chodź. Przed nami długa noc.- wrzasnął na mnie i zaprowadził ją do sypialni na piętrze.
Poczułam się niepotrzebna.
Po co żyję?! Wrzeszczałam w głębi duszy na siebie, za mój życiowy pech.

Pobiegłam do łazienki. Zamknęłam drzwi i zjechałam po nich. Dając tym samym  upust łzą, które już od dłższego czasu kręciły się w  kącikach moich oczu.
Chwyciłam zwinnym ruchem za żyletkę i bez opamiętania zaczęłam przejeżdżać po skórze.
Stróżki krwi spływały na kafelki.
Opamiętałam się dopiero wtedy, gdy usłyszałam jęki ze sypialni chlopaka.
Poczułam się źle. Moje serce w tym momencie rozpadło się na kawałeczki.
Wstałam z podłogi i przemyłam rany. Dopiero teraz zauważyłam jak wiele ich zrobiłam. Ciągły się od nadgarstka, aż prawie po łokieć.
Umyłam podłogę, a następnie siebie.
Rany pod wpływem gorącej wody, zaczęły mnie piec.

Odświeżona poszłam do pokoju gościnnego, który znajdował się obok sypialni bruneta.
Próbowałam usnąć, jednak na nic. Nie dawali sobie ani chwili spokoju. Przeniosłam się do sypialni na strychu.
To tu całowałam Drake'a, to tu starał się mnie uspokoić, to tu usnęłam wtulona w jego tors.
Tyle fałszywych wspomnień.
Dawałam sobie nadzieje...
Położyłam się i w ciszy usnęłam.
Obudziło mnie szturchanie i kogoś kłótnia.
Szybko otworzyłam oczy, od razu siadając.
Przestraszona rozejrzałam się po pokoju. Aż natrafiłam na zmartwiony wzrok Drake'a.
Trzymał mnie za ramiona. Szybko go odepchnęłam od siebie. W pokoju znajdowała się jeszcze ta blondyna.
Aktualnie była na balkonie, lecz szybko wróciła.
-Misiu możemy już wracać? Obudziła się i wszystko z nią OK.- powiedziała z przesłodzonym głosem.
-Tay idź, zaraz też do Ciebie wrócę.
Ona ze zwycięskim uśmieszkiem wyszła z pomieszczenia, zostawiając nas w krępującej ciszy.
Byłam wściekła, dziś idę do szkoły z samego rana i tyle pomnie w tym domu.
-Co ci się śniło?-zapytał spokojnie i niepewnie.
-Nic co powinieneś wiedzieć.- syknęłam.
-Chciałem Ci pomóc, ale wiesz jakie to męczące starając się na marne?
-Wiem!- wrzasnęłam i próbowałam wstać, lecz ręka chłopaka uniemożliwiła mi to.
Chwycił mnie za lewy nadgarstek, na co ja syknęłam z bólu, od razu siadając.
On przestraszony popatrzył na mnie. Jedna łza wydobyła się z moich oczu.
Wziął delikatnie moją rękę i zauważając krew na blado niebieskiej koszuli od razu podniósł rękaw.
Pod wpływem jego mocnego uścisku, rany pękły na nowo.
Ja natomiast odwróciłam wzrok od niego.
_________________________________________________________________________
Hej.
No i wróciłam z koloni i jestem z wami.
Zostało nam tak mało czasu  ponownego powrotu do szkoły. Niestety ;/
Więc wykorzystajmy czas...
Nie wiem kiedy następny rozdział, może nawet przez weekend dodam, ale naprawdę nie wiem.
A wiec komentujcie, bo chce wiedzieć na ile mnie stać czy podoba się wam mój styl pisania, czy może chcielibyście coś zmienić, coś dodać, jakieś wszelakie pomysły dodawajcie.
W końcu piszę to opowiadanie, by podzielić się z WAMI moimi pomysłami, a bez was, ten blog jest bez życia.
Więc liczę na was :3 i do następnego :*