sobota, 22 marca 2014

Rozdział 6

-Darcy do wozu!-wrzasnął Jake.
-Ok!-odwrzasnęłam mu.
Wsiadłam do mojej maszyny i ruszyłam na linie startu.
Po chwili i na niej także  stanął Derec.
Już po kilku minutach przed nami stanęła plastikowa blondynka. Miała dwie jednakowe chorągiewki którymi wywijała jak małe dziecko.
Za chwile zaczęła wrzeszczeć...
Do... startu...gotowi...START!
Natychmiastowo dałam pedał gazu, przez co wbiło mnie w siedzenie.
Pierwszy zakręt, drugi i tak w  kółko. Gdy pozostały ostatnie dwa kółka do mety. Derec zaczął pchać się na moje auto, przez co ja chwilowo nie wiedziałam co się dzieje i straciłam panowanie nad kierownicą.
Na szczęście po chwili opamiętałam się i dodałam jeszcze gazu, o ile było to możliwe.
Gdy minęłam metę, a wprost za mną jechał chłopak, dodał gazu i wjechał we mnie.Przez co przywaliłam razem z samochodem w ścianę.
Patrzyłam na to co się dzieje, ale nie reagowałam.
Ktoś podbiegł do auta i otworzył drzwi.Coś do mnie mówił, a ja patrzyłam ale nic nie słyszałam tylko ogromny szum.
Ktoś wyciągnął mnie z samochodu i niósł mnie wrzeszcząc coś.
Zachciało mi się spać.Zamknęłam powieki i obszyłam się o ramie chłopaka.
Dalej nie wiem co się działo.

Obudziłam się i rozejrzałam  po pomieszczeniu.
Była to baza moich przyjaciół, a ja leżałam na wygodnej białej, skórkowej kanapie, przykryta ciepłym kocem.
Chciałam wstać więc pomogłam sobie rękami.
Ale jednak nie udało mi się to, bo syknęłam z bólu.
Dopiero teraz zauważyłam, że mój nadgarstek jest obandażowany.
Nie pamiętam co tu robię i dla czego na ręce mam bandaż.
Jakoś wstałam, co było trudne bo bolała mnie głowa i trochę kręciło mi się w niej.
Przeszłam do sali głównej w której nikogo nie było.
Poszłam więc do biura Jake'a.
Zapukałam i weszłam do środka. Siedzieli tam wszyscy chłopaki,a ich wzrok pozostał na mojej osobie.
-Darcy.-podbiegł do mnie Drake.-jak się czujesz?
-Em... dziwnie.
-Kurde! Derec zapłaci nam za to.- wypowiedział wściekły Jake.
-Jake, spokojnie.-powiedziałam.
-Nie! Ten gnój musi zapłacić.
-Em... to ja już pójdę. Pa.
Wypowiedziałam i wyszłam z pomieszczenia, kierując się w stronę wyjścia.
-Darc. Zaczekaj.- zawołał na mnie Drake.
Zatrzymałam się.
-Podwiozę Cię.
Zgodziłam się.
Jadąc autem.Chłopak powiedział mi co się wydarzyło i dlaczego mam rękę w bandażu.
Miałam lekki wstrząs mózgu, a nadgarstek zwichnięty.
No zajebiście. Ciekawe jak będę to ukrywać przed Harrym. Nie było mnie całą noc. Podobno chłopaki chcieli mnie zawieść do domu któregoś z nich ale wszyscy mieli dużo roboty po moim nieszczęśliwym wypadku.
Moja maszyna poszła na złom, a Jacob tak się starał by była czyściutka i wyglądała jak nowa.
Drake cieszył się, że nie mam tej maszyny bo przynajmniej ścigać się nie będę.
Ten chłopak martwił się o mnie i to było widać.
Różnica 3 lat.
Nie powiem trochę się mi podobał, ale nie powiem mu tego, ponieważ on nic do mnie nie czuje.
Niech ta tajemnica na zawsze pozostanie dla waszej wiedzy i mojej.

Weszłam do domu. Była godzina 19.25.
Z salonu było słychać głos kolegów czy przyjaciół tego Harrego.
Czy dla mnie Harry jest tylko opiekunem i nic więcej?
Nie, jest dla mnie jak prawdziwy brat. Nie no co ja mówię, on był jak mój brat. Teraz to on jest zwyczajnym chamem bez serca.
-O proszę, proszę. Moja siostrzyczka raczyła wrócić do domu.- zaśmiał się pijany.
Chciałam jak najszybciej ściągnąć buty i pobiec do siebie do pokoju. Wspomnienia gdy on był pijany mam złe i nie chcę by one się powtórzyły.
Gdy już byłam na schodach, ktoś mnie chwycił za nadgarstek i to ten zwichnięty.
-Gdzie uciekasz? Tym razem poznasz moich kumpli.- był to Harry oczywiście.
-Harry, puść.. to boli...
-Nie.
Pociągnął mnie w stronę  salonu.
-Oooo Darcy! No cześć, jak miło Cie widzieć!-powiedział Louis, no zajebiście, oni wszyscy są pijani.
-Cześć- mruknęłam pod nosem.
Harry przedstawił mi resztę tych żałosnych ludzi.
-Teraz mnie kór*a puść!.-wrzasnęłam, gdy ból w ręce promieniował mi aż gdzieś do czoła.
-Jak to się odzywasz?!Co?! Puszczę jak będę chciał, no chyba, że nie..!
Nadal kręciło mi się w głowie, ale w takiej sytuacji już nie zważałam na to.
-Wiesz co?! Zawsze byłeś i będziesz tym samym gnojem jakim jesteś teraz. Jesteś żałosny!
Mam cię dość! Jesteś jeba*ym psychopatą ! Ciągle mam jakieś siniaki i to przez ciebie!Przez to, że nie kontrolujesz siebie! Mama dobrze wiedziała jaki byłeś i cierpiała przez to. No, a może to przez ciebie?!
Wszystko zwalasz na mnie, a pomyślałeś choć raz o sobie?! Nie? No widzisz?! Jesteś gnojem jeba*ym!
-O ty suko!- wziął co miał pod ręką i walnął mnie tym.
A tym czymś była szklanka, która potłukła się na moim ramieniu. Niestety kilka z odłamków walnęło w wargę,łuk brwiowy i blisko skroni.Chodź nie wiem, czy to nie były skronie.
Ale mniejsza z tym, krew lała się i to mocno.
Twarz mi drętwiała,a wirowanie w głowie nasiliło się. Harry puścił mnie i jak gdyby nic usiadł na sofie i zaczął gadać z resztą pijanych.
Jakoś doszłam do łazienki i powyciągałam ostrożnie odłamki z mojego ciała.
Krew wcale nie zatamowała,a ja nie miałam sił by jej w jakikolwiek sposób tamować. Najwyżej się wykrwawię.
Poszłam do swego pokoju i położyłam się na łóżku.
Próbowałam usnąć ale mi to nie wychodziło.
Leżałam jakieś 30 min. nie dłużej.
Wstałam z łóżka. Pościel była od krwi,a rany szczypały i to chol*rnie.
Nic nie zatamowały.Wyszłam po cichu z pokoju, a potem gdy chłopaki mnie zauważyli to wybiegłam z domu biorąc do ręki buty.
Szłam sobie uliczkami Londynu i przyglądałam się zasypiającym domom.Jak gasiły się światła.
Nie wiedziałam gdzie mam iść, więc poszłam do Drake.
Zadzwoniłam na dzwonek, ale nic. Spróbowałam jeszcze kilka razy, ale nadal nic. W całym domu było pogaszone światło, więc go nie ma.
Nie mam gdzie iść. Poszłam do parku
 ___________________________________________________________________
Hej :*
No i mamy 6 rozdział, mam już napisany w połowie następny rozdział, więc komentoać bo czym więcej komentarzy to szybciej rozdział.
Polecajcie bloga.
Ps. sorka za błędy jeśli takie są.

sobota, 8 marca 2014

Rozdział 5

~Rozdział nie do końca sprawdzony~

Niechętnie odwróciłam wzrok by ujrzeć Harrego.
Ale jednak zdziwiłam się jak przede mną stanęła nie znajoma mi twarz.
-Kim..kim ty jesteś?- zadałam pytanie, ale mój głos był tak samo naćpany jak całe moje ciało.
-Cześć. Nie mieliśmy okazji się jeszcze poznać. Jestem Louis, przyjaciel Harrego.
No zajebiście, teraz wszystko powie temu, ehhh mojemu bratu. No ale co to za brat jeśli w ogóle się mną nie zajmuje. Tyle co mieszkam w jego domu. Dziękuje za takiego brat, który mnie obraża i którego się boje.
Nie wiadomo kiedy wpadnie w szał.
-Emmm.. Cześć?- chłopak wyciągnął dłoń, ale ja swojej nie podałam.
-Jedziemy do domu.
-Hahahaha.... nie.- nadal byłam naćpana, a kontaktowałam na wpół.
Louis więcej już nic nie mówił, bo pewnie domyślił się, że się nie dogadamy. No i chłopaczek miał racje.
Podniósł mnie z podłogi, na co ja protestowałam. Ale moja siła z jego to niczym mysz przeciwko kotowi.
Gdy miał już wychodzić, zauważył na podłodze kałuże krwi. Popatrzył na mnie i odstawił mnie na równe nogi.
-Co to jest?- wypowiedział słowa groźnym tonem.
-N..n..nic.
Chwycił mnie za nadgarstki  i podniósł do góry. Od razu zauważył krwawiącą rękę.
-Gdzie masz apteczkę?- te jego groźny głos mnie przeraża ale chyba muszę się przyzwyczaić do takiego towarzystwa i tonu w jakim wypowiadają zdania.
-Zostaw mnie.- powiedziałam tym samym tonem co on.
-W takim razie do auta.- warknął.
Posłuchałam go.

***
Właśnie weszłam do domu, a za mną Louis. Śmiałam się głupio i z niczego. Jednak dragi działają.
Nie chce mieć szopki u Harrego, więc pobiegłam od razu do swego pokoju i położyłam się do mięciutkiego łóżka.
Z ręki jeszcze sączyła się krew ale mniej, ale i tak dziwne, że nie jest mi słabo czy coś.

Już prawie zasypiałam gdy do pokoju ktoś wparował. Nie otwierałam powiek, bo jestem zmęczona. No w końcu jest 23.30.
-Nie udawaj, że śpisz!- ryknął Hazza.
-Śpię,ciii.- szeptem powiedziałam i przyłożyłam palec do ust.
-Nie wku*wiaj mnie jeszcze bardziej! Jutro porozmawiamy, a teraz pokarz tą rękę!
Chwycił mnie za nadgarstek tak mocno, że musiałam wstać.
-Puść!
On nic nie mówiąc pociągnął mnie do kuchni. Wyciągnął z szafki apteczkę. Ranę polał wodą utlenioną, na co ja chciałam wrzeszczeć i uciec, ale zatrzymała mnie ręka Harrego.
Zawiązał mi rękę, a ja mogłam już sobie iść, lecz wcześniej zasnęłam.

Rano obudziłam się ale nadal zmęczona.
Nic nie pamiętałam co wczoraj robiłam.
Przeciągnęłam się na łóżku, a wtedy zauważyłam coś czego nie spodziewałam się ujrzeć.

Ja siedziałam pod miękką kołdrą, a pokój no po prostu boski.
Jednak Harry się postarał. Ale chciało  się  mu wydawać pieniądze na taką sierotę? Przecież sam tak powiedział, no  miał racje.
Postanowiłam, że już wstanę.

Od kiedy tu są jeszcze jedne drzwi?
Otworzyłam je, a moim oczom ukazała się łazienka.No skąd Harry miał na to wszystko pieniądze?!
No skąd?! Ehh, muszę się go o to zapytać.
Przebrałam się w to:
Zeszłam na dół. Od razu poszłam do kuchni gdzie siedział Hazza i jadł śniadanie.
Popatrzył na mnie i odstawił talerz.
-Powiedz mi, co ty wczoraj brałaś?
-Ja? Nic.- zdziwiło mnie jego pytanie.
-Nie kłam! Wczoraj  przyszłaś naćpana!
-Ja?!-no ciekawe kiedy.
Jak by tak było to bym pamiętała.
-Nie wierzysz? No dobrze, no to w takim razie wytłumacz mi skąd ta torebeczka po dragach robiła u Ciebie w torebce?
Usiadłam na najbliższym krześle. Coś mi zaczęło się przypominać. Pogrzeb mamy, potem garaże, a na końcu ciemny zaułek i ta właśnie torebeczka.
Nie, nie, nie. Czyli jednak.
Po patrzyłam na Harrego.
-Ja....
-Nie! Ty jednak potrafisz wszystko zniszczyć! Nie chcę Cie widzieć! Won mi z oczu!-zaczął się wydzierać.
Wstałam z krzesła i pobiegłam do pokoju.
No ale co ja będę tu robiła? Nie usiedzę w jednym miejscu. Pozostał jeszcze balkon.
Em, jednak nie. Za wysoko by skakać.

Po cichu otworzyłam drzwi i wybiegłam z domu.
Szłam sobie ulicami miasta.
Musiałam zapalić by to wszystko odreagować. Tak pale, no i co?!
Postanowiłam się przejść na tor wyścigowy, gdzie różne gangi często się ze sobą ścigają.
Pewnie zastanawiacie się skąd znam Jake'a, czy np. , że chodzę na ten stary tor wyścigowy. Po prostu, kiedyś Harry się mną zajmował no, a jak masz taką osobę w rodzinie, to trudno nie wypróbować chodź jednej z tych rzeczy.
Owszem, ja pomimo, że nie mam tych piepr*onych 18 lat, to i tak już nie raz się ścigałam.
Harry na szczęście nic się nie dowiedział. Ale jeśli tak by się stało, to na pewno nie wyszłam bym z tego żywo.
No cóż, żyje się dalej. Tak?
Ta adrenalina, ryzyko, że coś się może wydarzyć. To coś, co kocham. Gdy wejdziesz w ten świat, tak łatwo nie da się wyplątać.
Gdy jeszcze żyła mama, to swoje wypady na te tereny ograniczałam do minimum. Czyli no raz na miesiąc.
No ale teraz nie mam dla kogo się powstrzymywać, biorę na siebie większą odpowiedzialność i ścigać będę się częściej.

Usiadłam na starych, opustoszałych trybunach i zaczęłam rozmyślać nad sensem ludzkiego życia.
No bo po co Bóg zsyła nas na tą Ziemię, tylko po to by cierpieliśmy. Znaczy się, ja cierpię ale wiele ludzi ma tak idealnie poukładany plan dnia. Nic, ani nikt nie wybije ich z planów.
Tacy bizmesmeni ,czy zastanowią się po co żyją i dla kogo?
Czy może coś warto zmienić, albo pozostawić i żyć dalej. Nawet na takie proste przemyślenia nie mają czasu. Tylko praca i praca.
No i czy to jest warte, ludzkiego daru? No,a taki ból jaki mi zadano, czy jest warty ludzkiego daru?!
No jak?! Jest, czy nie?!
No po co ja żyje i dla kogo?!

Z dalszych przemyśleń wyrwał mnie ktoś.
Odwróciłam głowę w tamtym kierunku, był to Jacob.
-O hej. Co tu robisz?- spytał i usiadł obok mnie.
-Przyszłam przemyśleć kilka spraw i uciec od brata.
-Ehh, Der może chciała byś odreagować i pościgać się?
-No jasne, za ile?
-Za 30 min.
-Ok, będę gotowa.- uśmiechnełam się i razem z nim poszłam do garażu z tymi cudeńkami.


Moja ukochana maszyna stała w kącie i tylko ja miałam prawo nią kierować.
-Wyczyściłeś ją.
-No, jak widzisz.
-A tak w ogóle to z kim się dziś mierze?
-Pamiętasz tego Derec?
-No, trudno zapomnieć.
-No to właśnie z nim.
Osz kurde, będzie ciekawie.
Derec kiedyś był w gangu z którym się przyjaźnie, no ale zostawił nas był tak zwanym szpiegiem innego gangu.
Jest ostrym zawodnikiem i nie popuści, nawet jeśli miał by przez to potem ponieść śmierć. Będzie walczył tak długo, aż wygra.
Nie chce nic mówić, ale trochę obawiam się tego wyścigu no ale przecież nie mam rodziny by ktokolwiek się mną przejął.
Zasnę raz, a na zawsze. W dupie mam te wszystkie piepr*one zasady! To nie dla mnie!
Liczy się teraz i tu.
Żyjemy raz, więc muszę wykorzystać  w 100% każdą minute oddychania jak najlepiej, bym umarła z uśmiechem na ustach.
_________________________________________________________________________
Hejka.
Rozdział wyszedł, jak wyszedł, ale no będziecie czytać dalej tym akcja będzie co raz bardziej się rozkręcać.
No to poznaliście już nie co inne cechy Darcy.
A teraz zapraszam, do oprowadzenia prze zemnie po domu Harrego :D
Sypialnia Harrego:                                                                  Schody:

  



                                                                                           Przedpokój:
Salon:

                                            Drzwi na przeciwko ciebie, to drzwi wyjściowe, a te po lewej to drzwi od piwnicy. Wejście po prawej, to jedno z wejść do kuchni, jeszcze do kuchni można wejść od strony salonu.
Piwnica:                                                                                    Kuchnia:

                                                                              
                                        





Przedpokój góra:
Na górze znajduje się pokój   Darcy i Harrego.
Jedna wielka łazienka jak i w każdym pokoju łazieneczka.
Pięć pokoi gościnnych    i  wielkie balkony.                             


                                                    Wielka wspólna łazienka:

Dom/Willa w której mieszka bohaterka.

 







                                             Komentujcie i polecajcie. Czy to w ogóle ktoś czyta :c
Ps. zaktualizowani bohaterowie.

niedziela, 2 marca 2014

Rozdział 4




Nie wytrzymałam, jeśli  mu się teraz nie postawie to, to tak zawsze będzie wyglądać.
-Nie!- krzyknęłam,a on ałtomatycznie odwrócił się w moją stronę.
-Ty suko! Zgodziłem się na to by  być twoim prawnym opiekunem ale najwyraźniej ty wolisz wrócić do tego miejsca jako sierota.
-Przestań!
-A co nie jesteś sierotą?! Zapamiętaj, zawsze nią będziesz! Sierota.- zaśmiał się kpiąco.
Nie wytrzymałam, nikt ale to nikt nie będzie nazywał mnie sierotą!
Zamachnęłam się i wymierzyłam mu z otwartej ręki.
-O ty suko! Pożałujesz, że w ogóle się urodziłaś!
Zaczął mnie kopać, bić. Wpadł w jakiś trans. Bił mnie bez opamiętania.
-Przestań.-wyszeptałam.
On już podniósł rękę by znów mnie uderzyć, ale tego nie zrobił.
Wstał i popatrzył na mnie. Fuknoł i wyszedł z domu. Zostawił mnie. Powoli wstałam z podłogi i poszłam się umyć.
Popatrzyłam na siebie w lustrze. Łza popłynęła mimowolnie po moim rozgrzanym policzku.
 Jutro pogrzeb najukochańszej osoby dla mnie, mojej mamy. Dlaczego Bóg zabiera nam osoby, które są dla nas ważne  każdym calu.  Czy ja coś robiłam źle. Może Harry ma racje, to ja ją zabiłam może i nieświadomie ale zabiłam. Upadłam na podłogę
Polożyłam się na zimnych kafelkach i zastanawiałam się dla czego żyje.
No bo jaki sens ma ludzkie cierpienie? No jaki?!
Każdy z nas chce jak najlepiej. Jak masz się cieszyć gdy wszystko się wali. Najpierw zaczęło się niewinnie i kruszyło się powoli i cicho.
Musze być silna, dla mamy! Ale czy podołam?...
Myślałam potem jeszcze jakiś czas,aż z tych emocji usnęłam. Śniła mi się moja mama, był tam jeszcze Harry i ja. Mama umierała na moich oczach, a Harry wrzeszczał, bił mnie. Wreźcie nie mogłam tego wytrzymać... wziąłam żyletkę, ale ktoś strzelił mi z pistoletu prosto w łeb.
Obudziłam się z krzykiem, byłam spocona, a mój oddech był szarpany.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. To nie była łazienka w której zasnęłam. To w ogóle nie było żadne z pomieszczeń w rodzinnym domu. Był to pokój gościnny w domu Harrego.
Ale co ja tu robię?!
Szybko wygramoliłam się z łóżka i pędem pobiegłam do drzwi wyjściowych.
Były zamknięte, więc z desperacją próbowałam je otworzyć. Jednak postanowiłam szybko poszukac od nich kluczy.
-Co ty robisz?- z dalszych poszukiwań wyrwał mnie głos chłopaka.
-N...n...nic.- wyjąkałam, bojąc się go.
-Przecież wiem, że kłamiesz.- jego ton był spokojny, taki opanowany.
Zrobiłam krok do tylu ale natrafiłam na drzwi.
-Co ty tu robisz?- jego opanowany ton przerażał mnie.
-J..j..ja. Nic.-byłam przestraszona.
-Nie kłam, przecież widzę.- nie odpowiedziałam, tylko szybko go wyminęłam i pobiegłam na górę.
Drzwi zamknęłam na klucz i położyłam się na łóżku.
***
Właśnie ubieram się na pogrzeb. Bóg ukarał mnie okrutnie, ale może zasłużyłam.
Od dziś, żegnaj stara Darcy.
Ubrałam na siebie czarną spódniczkę,czarna bluzkę z długim rękawem, na nogi nałożyłam czarne baleriny,a włosy rozpuściłam.
Byłam gotowa.
Zeszłam na dół gdzie już siedział Harry w garniturze.
Wstał ze sofy i zaczął kierować się ku wyjściu.
Ja natomiast stałam w korytarzu, nie wiedząc co robić.
-Idziesz?- spytał od niechcenia.

W kościele i na cmentarzu odgrywał kochającego braciszka.
Osoby, które znały mamę, a było ich sporo, szeptały między sobą: Jacy oni podobni do Anne. albo Ale ten Harry opiekuńczy.
Że co ku*wa?! Ja podobna do tego frajera?! Do mamy?!
Ja jestem sierotą, nie znam swojej biologicznej matki ani ojca.
Nie pojechałam  z Harrym do domu. Postanowiłam przejść się po ulicach i przemyśleć wszystko.
Nie chce być już tą Darcy co kiedyś. Szłam sobie dalej ulicami, które by opustoszałe.Chodziłam tak, aż trafiłam na garaże. To tu znajdują się dilerzy itd.
Wiedziałam do, którego garażu wejść. Bez pukania otworzyłam metalowe drzwi. Na starej fosie siedział Jake.
-Siema.- usiadłam obok  niego.
-Cześć młoda. Czego dusza pragnie?
-Dragi.
-Masz, dawaj 50 zł. ( będę pisała w zł. żeby wam było lepiej ogarnąć ile to jest).
-Masz i dzięki.
Wyszłam z tej okolicy. Poszłam do najniebezpieczniejszej dzielnicy. Usiadłam gdzieś przy załomie dwóch kamienic.Czekałam, aż się ściemni.

Gdy było już sporo po 19.00 wyciągłam saszetkę z dragami i wszystko wzięłam na raz.
Ahh, od razu lepiej. Wstałam i chwiejnym krokiem poszłam do domu rodzinnego.
Z trzaskiem zamknęłam drzwi i zaczęłam zwalać wszystko co stanęło na mojej drodze.
Już po kilku minutach dosłownie wszystko było rozwalone.
Rozejrzałam się i zaczęłam się niepohamowanie śmiać.
Usiadłam obok rozwalonej lampy i żeby rozwalić ją do końca, wzięłam i pięścią przywaliłam  szkło tóre po chwli znajdowało się i na podłodze i na mojej ręce.
Ręka krwawiła w szybkim tempie, a ja nic sobie z tego nie robiłam. Wzięłam leżący obok mnie album ze zdjęciami.
Wpatrywałam się w każde zdjęcia, a gdy zostało mi już ostatnie Harrego. Ktoś z głośno zamknął drzwi, na co ja wypuściłam album z którgo wypadła jakaś koperta, którą pierwszy raz na oczy widzę.
___________________________________________________________________________
No i hejka. Coś mi ten rozdział nie wyszedł ;/
Ale opinię pozostawiam wam :3
Komentujcie i polecajcie bloga.
Ps. Sorki za błędy.