niedziela, 2 marca 2014

Rozdział 4




Nie wytrzymałam, jeśli  mu się teraz nie postawie to, to tak zawsze będzie wyglądać.
-Nie!- krzyknęłam,a on ałtomatycznie odwrócił się w moją stronę.
-Ty suko! Zgodziłem się na to by  być twoim prawnym opiekunem ale najwyraźniej ty wolisz wrócić do tego miejsca jako sierota.
-Przestań!
-A co nie jesteś sierotą?! Zapamiętaj, zawsze nią będziesz! Sierota.- zaśmiał się kpiąco.
Nie wytrzymałam, nikt ale to nikt nie będzie nazywał mnie sierotą!
Zamachnęłam się i wymierzyłam mu z otwartej ręki.
-O ty suko! Pożałujesz, że w ogóle się urodziłaś!
Zaczął mnie kopać, bić. Wpadł w jakiś trans. Bił mnie bez opamiętania.
-Przestań.-wyszeptałam.
On już podniósł rękę by znów mnie uderzyć, ale tego nie zrobił.
Wstał i popatrzył na mnie. Fuknoł i wyszedł z domu. Zostawił mnie. Powoli wstałam z podłogi i poszłam się umyć.
Popatrzyłam na siebie w lustrze. Łza popłynęła mimowolnie po moim rozgrzanym policzku.
 Jutro pogrzeb najukochańszej osoby dla mnie, mojej mamy. Dlaczego Bóg zabiera nam osoby, które są dla nas ważne  każdym calu.  Czy ja coś robiłam źle. Może Harry ma racje, to ja ją zabiłam może i nieświadomie ale zabiłam. Upadłam na podłogę
Polożyłam się na zimnych kafelkach i zastanawiałam się dla czego żyje.
No bo jaki sens ma ludzkie cierpienie? No jaki?!
Każdy z nas chce jak najlepiej. Jak masz się cieszyć gdy wszystko się wali. Najpierw zaczęło się niewinnie i kruszyło się powoli i cicho.
Musze być silna, dla mamy! Ale czy podołam?...
Myślałam potem jeszcze jakiś czas,aż z tych emocji usnęłam. Śniła mi się moja mama, był tam jeszcze Harry i ja. Mama umierała na moich oczach, a Harry wrzeszczał, bił mnie. Wreźcie nie mogłam tego wytrzymać... wziąłam żyletkę, ale ktoś strzelił mi z pistoletu prosto w łeb.
Obudziłam się z krzykiem, byłam spocona, a mój oddech był szarpany.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. To nie była łazienka w której zasnęłam. To w ogóle nie było żadne z pomieszczeń w rodzinnym domu. Był to pokój gościnny w domu Harrego.
Ale co ja tu robię?!
Szybko wygramoliłam się z łóżka i pędem pobiegłam do drzwi wyjściowych.
Były zamknięte, więc z desperacją próbowałam je otworzyć. Jednak postanowiłam szybko poszukac od nich kluczy.
-Co ty robisz?- z dalszych poszukiwań wyrwał mnie głos chłopaka.
-N...n...nic.- wyjąkałam, bojąc się go.
-Przecież wiem, że kłamiesz.- jego ton był spokojny, taki opanowany.
Zrobiłam krok do tylu ale natrafiłam na drzwi.
-Co ty tu robisz?- jego opanowany ton przerażał mnie.
-J..j..ja. Nic.-byłam przestraszona.
-Nie kłam, przecież widzę.- nie odpowiedziałam, tylko szybko go wyminęłam i pobiegłam na górę.
Drzwi zamknęłam na klucz i położyłam się na łóżku.
***
Właśnie ubieram się na pogrzeb. Bóg ukarał mnie okrutnie, ale może zasłużyłam.
Od dziś, żegnaj stara Darcy.
Ubrałam na siebie czarną spódniczkę,czarna bluzkę z długim rękawem, na nogi nałożyłam czarne baleriny,a włosy rozpuściłam.
Byłam gotowa.
Zeszłam na dół gdzie już siedział Harry w garniturze.
Wstał ze sofy i zaczął kierować się ku wyjściu.
Ja natomiast stałam w korytarzu, nie wiedząc co robić.
-Idziesz?- spytał od niechcenia.

W kościele i na cmentarzu odgrywał kochającego braciszka.
Osoby, które znały mamę, a było ich sporo, szeptały między sobą: Jacy oni podobni do Anne. albo Ale ten Harry opiekuńczy.
Że co ku*wa?! Ja podobna do tego frajera?! Do mamy?!
Ja jestem sierotą, nie znam swojej biologicznej matki ani ojca.
Nie pojechałam  z Harrym do domu. Postanowiłam przejść się po ulicach i przemyśleć wszystko.
Nie chce być już tą Darcy co kiedyś. Szłam sobie dalej ulicami, które by opustoszałe.Chodziłam tak, aż trafiłam na garaże. To tu znajdują się dilerzy itd.
Wiedziałam do, którego garażu wejść. Bez pukania otworzyłam metalowe drzwi. Na starej fosie siedział Jake.
-Siema.- usiadłam obok  niego.
-Cześć młoda. Czego dusza pragnie?
-Dragi.
-Masz, dawaj 50 zł. ( będę pisała w zł. żeby wam było lepiej ogarnąć ile to jest).
-Masz i dzięki.
Wyszłam z tej okolicy. Poszłam do najniebezpieczniejszej dzielnicy. Usiadłam gdzieś przy załomie dwóch kamienic.Czekałam, aż się ściemni.

Gdy było już sporo po 19.00 wyciągłam saszetkę z dragami i wszystko wzięłam na raz.
Ahh, od razu lepiej. Wstałam i chwiejnym krokiem poszłam do domu rodzinnego.
Z trzaskiem zamknęłam drzwi i zaczęłam zwalać wszystko co stanęło na mojej drodze.
Już po kilku minutach dosłownie wszystko było rozwalone.
Rozejrzałam się i zaczęłam się niepohamowanie śmiać.
Usiadłam obok rozwalonej lampy i żeby rozwalić ją do końca, wzięłam i pięścią przywaliłam  szkło tóre po chwli znajdowało się i na podłodze i na mojej ręce.
Ręka krwawiła w szybkim tempie, a ja nic sobie z tego nie robiłam. Wzięłam leżący obok mnie album ze zdjęciami.
Wpatrywałam się w każde zdjęcia, a gdy zostało mi już ostatnie Harrego. Ktoś z głośno zamknął drzwi, na co ja wypuściłam album z którgo wypadła jakaś koperta, którą pierwszy raz na oczy widzę.
___________________________________________________________________________
No i hejka. Coś mi ten rozdział nie wyszedł ;/
Ale opinię pozostawiam wam :3
Komentujcie i polecajcie bloga.
Ps. Sorki za błędy.

1 komentarz:

  1. Zajebisty rozdział pisz szybko dalej KOCHAM CIĘ i twoje opowiadanie. :)

    OdpowiedzUsuń