sobota, 8 marca 2014

Rozdział 5

~Rozdział nie do końca sprawdzony~

Niechętnie odwróciłam wzrok by ujrzeć Harrego.
Ale jednak zdziwiłam się jak przede mną stanęła nie znajoma mi twarz.
-Kim..kim ty jesteś?- zadałam pytanie, ale mój głos był tak samo naćpany jak całe moje ciało.
-Cześć. Nie mieliśmy okazji się jeszcze poznać. Jestem Louis, przyjaciel Harrego.
No zajebiście, teraz wszystko powie temu, ehhh mojemu bratu. No ale co to za brat jeśli w ogóle się mną nie zajmuje. Tyle co mieszkam w jego domu. Dziękuje za takiego brat, który mnie obraża i którego się boje.
Nie wiadomo kiedy wpadnie w szał.
-Emmm.. Cześć?- chłopak wyciągnął dłoń, ale ja swojej nie podałam.
-Jedziemy do domu.
-Hahahaha.... nie.- nadal byłam naćpana, a kontaktowałam na wpół.
Louis więcej już nic nie mówił, bo pewnie domyślił się, że się nie dogadamy. No i chłopaczek miał racje.
Podniósł mnie z podłogi, na co ja protestowałam. Ale moja siła z jego to niczym mysz przeciwko kotowi.
Gdy miał już wychodzić, zauważył na podłodze kałuże krwi. Popatrzył na mnie i odstawił mnie na równe nogi.
-Co to jest?- wypowiedział słowa groźnym tonem.
-N..n..nic.
Chwycił mnie za nadgarstki  i podniósł do góry. Od razu zauważył krwawiącą rękę.
-Gdzie masz apteczkę?- te jego groźny głos mnie przeraża ale chyba muszę się przyzwyczaić do takiego towarzystwa i tonu w jakim wypowiadają zdania.
-Zostaw mnie.- powiedziałam tym samym tonem co on.
-W takim razie do auta.- warknął.
Posłuchałam go.

***
Właśnie weszłam do domu, a za mną Louis. Śmiałam się głupio i z niczego. Jednak dragi działają.
Nie chce mieć szopki u Harrego, więc pobiegłam od razu do swego pokoju i położyłam się do mięciutkiego łóżka.
Z ręki jeszcze sączyła się krew ale mniej, ale i tak dziwne, że nie jest mi słabo czy coś.

Już prawie zasypiałam gdy do pokoju ktoś wparował. Nie otwierałam powiek, bo jestem zmęczona. No w końcu jest 23.30.
-Nie udawaj, że śpisz!- ryknął Hazza.
-Śpię,ciii.- szeptem powiedziałam i przyłożyłam palec do ust.
-Nie wku*wiaj mnie jeszcze bardziej! Jutro porozmawiamy, a teraz pokarz tą rękę!
Chwycił mnie za nadgarstek tak mocno, że musiałam wstać.
-Puść!
On nic nie mówiąc pociągnął mnie do kuchni. Wyciągnął z szafki apteczkę. Ranę polał wodą utlenioną, na co ja chciałam wrzeszczeć i uciec, ale zatrzymała mnie ręka Harrego.
Zawiązał mi rękę, a ja mogłam już sobie iść, lecz wcześniej zasnęłam.

Rano obudziłam się ale nadal zmęczona.
Nic nie pamiętałam co wczoraj robiłam.
Przeciągnęłam się na łóżku, a wtedy zauważyłam coś czego nie spodziewałam się ujrzeć.

Ja siedziałam pod miękką kołdrą, a pokój no po prostu boski.
Jednak Harry się postarał. Ale chciało  się  mu wydawać pieniądze na taką sierotę? Przecież sam tak powiedział, no  miał racje.
Postanowiłam, że już wstanę.

Od kiedy tu są jeszcze jedne drzwi?
Otworzyłam je, a moim oczom ukazała się łazienka.No skąd Harry miał na to wszystko pieniądze?!
No skąd?! Ehh, muszę się go o to zapytać.
Przebrałam się w to:
Zeszłam na dół. Od razu poszłam do kuchni gdzie siedział Hazza i jadł śniadanie.
Popatrzył na mnie i odstawił talerz.
-Powiedz mi, co ty wczoraj brałaś?
-Ja? Nic.- zdziwiło mnie jego pytanie.
-Nie kłam! Wczoraj  przyszłaś naćpana!
-Ja?!-no ciekawe kiedy.
Jak by tak było to bym pamiętała.
-Nie wierzysz? No dobrze, no to w takim razie wytłumacz mi skąd ta torebeczka po dragach robiła u Ciebie w torebce?
Usiadłam na najbliższym krześle. Coś mi zaczęło się przypominać. Pogrzeb mamy, potem garaże, a na końcu ciemny zaułek i ta właśnie torebeczka.
Nie, nie, nie. Czyli jednak.
Po patrzyłam na Harrego.
-Ja....
-Nie! Ty jednak potrafisz wszystko zniszczyć! Nie chcę Cie widzieć! Won mi z oczu!-zaczął się wydzierać.
Wstałam z krzesła i pobiegłam do pokoju.
No ale co ja będę tu robiła? Nie usiedzę w jednym miejscu. Pozostał jeszcze balkon.
Em, jednak nie. Za wysoko by skakać.

Po cichu otworzyłam drzwi i wybiegłam z domu.
Szłam sobie ulicami miasta.
Musiałam zapalić by to wszystko odreagować. Tak pale, no i co?!
Postanowiłam się przejść na tor wyścigowy, gdzie różne gangi często się ze sobą ścigają.
Pewnie zastanawiacie się skąd znam Jake'a, czy np. , że chodzę na ten stary tor wyścigowy. Po prostu, kiedyś Harry się mną zajmował no, a jak masz taką osobę w rodzinie, to trudno nie wypróbować chodź jednej z tych rzeczy.
Owszem, ja pomimo, że nie mam tych piepr*onych 18 lat, to i tak już nie raz się ścigałam.
Harry na szczęście nic się nie dowiedział. Ale jeśli tak by się stało, to na pewno nie wyszłam bym z tego żywo.
No cóż, żyje się dalej. Tak?
Ta adrenalina, ryzyko, że coś się może wydarzyć. To coś, co kocham. Gdy wejdziesz w ten świat, tak łatwo nie da się wyplątać.
Gdy jeszcze żyła mama, to swoje wypady na te tereny ograniczałam do minimum. Czyli no raz na miesiąc.
No ale teraz nie mam dla kogo się powstrzymywać, biorę na siebie większą odpowiedzialność i ścigać będę się częściej.

Usiadłam na starych, opustoszałych trybunach i zaczęłam rozmyślać nad sensem ludzkiego życia.
No bo po co Bóg zsyła nas na tą Ziemię, tylko po to by cierpieliśmy. Znaczy się, ja cierpię ale wiele ludzi ma tak idealnie poukładany plan dnia. Nic, ani nikt nie wybije ich z planów.
Tacy bizmesmeni ,czy zastanowią się po co żyją i dla kogo?
Czy może coś warto zmienić, albo pozostawić i żyć dalej. Nawet na takie proste przemyślenia nie mają czasu. Tylko praca i praca.
No i czy to jest warte, ludzkiego daru? No,a taki ból jaki mi zadano, czy jest warty ludzkiego daru?!
No jak?! Jest, czy nie?!
No po co ja żyje i dla kogo?!

Z dalszych przemyśleń wyrwał mnie ktoś.
Odwróciłam głowę w tamtym kierunku, był to Jacob.
-O hej. Co tu robisz?- spytał i usiadł obok mnie.
-Przyszłam przemyśleć kilka spraw i uciec od brata.
-Ehh, Der może chciała byś odreagować i pościgać się?
-No jasne, za ile?
-Za 30 min.
-Ok, będę gotowa.- uśmiechnełam się i razem z nim poszłam do garażu z tymi cudeńkami.


Moja ukochana maszyna stała w kącie i tylko ja miałam prawo nią kierować.
-Wyczyściłeś ją.
-No, jak widzisz.
-A tak w ogóle to z kim się dziś mierze?
-Pamiętasz tego Derec?
-No, trudno zapomnieć.
-No to właśnie z nim.
Osz kurde, będzie ciekawie.
Derec kiedyś był w gangu z którym się przyjaźnie, no ale zostawił nas był tak zwanym szpiegiem innego gangu.
Jest ostrym zawodnikiem i nie popuści, nawet jeśli miał by przez to potem ponieść śmierć. Będzie walczył tak długo, aż wygra.
Nie chce nic mówić, ale trochę obawiam się tego wyścigu no ale przecież nie mam rodziny by ktokolwiek się mną przejął.
Zasnę raz, a na zawsze. W dupie mam te wszystkie piepr*one zasady! To nie dla mnie!
Liczy się teraz i tu.
Żyjemy raz, więc muszę wykorzystać  w 100% każdą minute oddychania jak najlepiej, bym umarła z uśmiechem na ustach.
_________________________________________________________________________
Hejka.
Rozdział wyszedł, jak wyszedł, ale no będziecie czytać dalej tym akcja będzie co raz bardziej się rozkręcać.
No to poznaliście już nie co inne cechy Darcy.
A teraz zapraszam, do oprowadzenia prze zemnie po domu Harrego :D
Sypialnia Harrego:                                                                  Schody:

  



                                                                                           Przedpokój:
Salon:

                                            Drzwi na przeciwko ciebie, to drzwi wyjściowe, a te po lewej to drzwi od piwnicy. Wejście po prawej, to jedno z wejść do kuchni, jeszcze do kuchni można wejść od strony salonu.
Piwnica:                                                                                    Kuchnia:

                                                                              
                                        





Przedpokój góra:
Na górze znajduje się pokój   Darcy i Harrego.
Jedna wielka łazienka jak i w każdym pokoju łazieneczka.
Pięć pokoi gościnnych    i  wielkie balkony.                             


                                                    Wielka wspólna łazienka:

Dom/Willa w której mieszka bohaterka.

 







                                             Komentujcie i polecajcie. Czy to w ogóle ktoś czyta :c
Ps. zaktualizowani bohaterowie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz