sobota, 19 września 2015

Rozdział 54


Nie chciałem słuchać innych, ponieważ ich słowa były zbędne. Jeśli Darcy odejdzie  i zostawi nas już na zawsze, to zabiję każdego kto chodź na sekundę spowodował jej ból i cierpienie. Każdy zapłaci za to co zrobił. Usłyszałem jak drzwi na przeciw mnie zamykają się z trzaskiem. Poczułem ruch obok siebie, a po chwili świst wypuszczanego powietrza z płuc.
Otworzyłem oczy i podniosłem głowę zauważając Harrego wpatrzonego w jakiś punkt na ścianie na przeciw nas.
-Musimy ich załatwić.-syknąłem. Byłem tak kurewsko wściekły na wszystkich, na cały świat i na lekarzy, którzy i tak nic nie robią. Dla nich to kolejny pacjent, co z tego czy umrze, przecież będzie kolejny.
-W takim razie myślimy podobnie.- mruknął, dalej wpatrzony w ścianę. Żaden mięsień na jego twarzy nie poruszył się nawet na kilka sekund. -Co teraz?- spojrzał na mnie i wtedy mogłem dostrzec jak bardzo jest załamany. Wydawać by się mogło, że już wszystko będzie dobrze i taki przeciwnik jak Terri nie będzie nam straszny. Myliliśmy się i w tym momencie żałuję tego, że zlekceważyliśmy jego groźby.

~~Darcy~~
Widziałam swoje ciało bezwładnie leżące na łóżku. Widziałam lekarzy podpinających mnie do różnych maszyn i aparatur. Ten widok powodował na mym ciele ciarki. Moje ciało, a przynajmniej to co zostało odkryte, czyli ręce i twarz były całe w siniakach i plastrach. Moja głowa była owinięta bandażem. Coś dziwnego działo się ze mną. Widziałam wszystko, mogłam chodzić, a moje ciało leżało na łóżku szpitalnym? Podeszłam do lekarza, który stał najbliżej i spytałam co się dzieje, ale on zachowywał się jak by mnie w ogóle nie słyszał. Powtórzyłam swoje pytanie o wiele głośniej, ale i tym razem byli bez reakcji. Nie wiedziałam co się dzieje, jednak uświadomiłam sobie jedno, że nikt mnie nie widzi ani nie słyszy.Postanowiłam rozejrzeć się co dzieję się z resztą. Czy zostali? Czy może poszli zostawiając mnie? Chciałam spróbować wydostać się z sali jak duchy na filmach, jednak jedynie zderzyłam się ze ścianą. Rozejrzałam się za drzwiami i w chwili gdy wchodziła przez nie pielęgniarka wyślizgnęłam się na korytarz. Nie zauważyłam nikogo i to spowodowało, że chciałam zawiedziona z powrotem usiąść. Wtedy usłyszałam głosy tak bardzo mi znajome. Przyśpieszyłam kroku w tamtym kierunku i już po chwili zauważyłam za zakrętem siedzącego Harrego z Drakiem. Chciałam do nich podejść ale bałam się, że mnie zobaczą. Słyszałam jak rozmawiają.
-Zależy Ci na niej?- usłyszałam zachrypnięty głos loczka.
-Cholernie, jak na żadnej innej. Darcy była i jest moim napędem w życiu. Nie wyobrażam sobie, że teraz tak nagle może jej zabraknąć.
Wybałuszyłam oczy na te słowa, chciałam podejść i powiedzieć, że jestem, że nie odejdę, że zostanę.

~~Drake~~
Boję się jednego, że przyjdzie dzień kiedy zabraknie mi tej energicznej brunetki. Gdybyśmy wiedzieli wcześniej o planie Terriego, może udało by nam się uniknąć tylu wyrządzonych krzywd dla obu dziewczyn. Mam dość tej cholernej atmosfery szpitala. Nie mogę wejść nawet na chwilę do najbliższej mojemu sercu osobie. Harry wszedł do środka jakieś 10 minut temu, teraz jedynie czekam na cud bym i ja mógł wejść. Drzwi od sali otworzyły się, a zza nich szybkim krokiem wyszedł Harry. Na korytarzu nie było nikogo prócz nas obojga. Podniosłem się z niewygodnego krzesła i w ostatniej chwili gdy Hazza miał wchodzić do windy,  zatrzymałem go. Popatrzył na mnie zły.
-Co chcesz?-warknął, a jego oczy pociemniały.
-Co się stało?-bałem się co za chwilę mógłbym się dowiedzieć.
-Cholerni lekarze nie chcą jej pomóc, rozumiesz to?!-wykrzyczał i zdesperowanym ruchem uderzył w drzwi zamkniętej windy.
Przejechałem dłońmi po twarzy, wypuszczając powietrze. Nie wiedziałem w jaki sposób mógłbym pomóc, chodź tak bardzo tego chciałem.
-Spokojnie Harry. Wszystko będzie dobrze.- sam nie wierzyłem w to, a mimo tego mówiłem te brednie. Pokręcił głową patrząc w podłogę.
-Może gdybym zareagował wcześniej i przyjechał tam znacznie szybciej, to Darcy nie walczyła by o każdy kolejny oddech.
Tak naprawdę każdy z nas obwinia się za to co się stało. Terri dopiął swego, zaatakował nas w najczulszy punkt.

~Jake~~
Siedziałem naprzeciw śpiącej blondynki. Miała podpuchnięte oczy od płaczu, a jej drobne ciało trzęsło się ze strachu nawet przez sen.
Czułem się zbędny, ponieważ chcę pomóc, a nie potrafię. To wszystko mnie przerasta. Robert Terri wydawał się nikim, jednak każdy z nas przeliczył się za bardzo i mamy powtórkę z rozrywki. Po całym zajściu wziąłem Alex do siebie. Nie miałem pojęcia co z resztą aż do chwili gdy usłyszałem jak dzwoni mój telefon. Liam powiedział mi o wszystkim i teraz wiem dobrze, że aby naprawić to co zostało zepsute, tak naprawdę nie będzie łatwo.
Mam jedynie nadzieję, że Robert zginie w długich męczarniach. Widziałem jak Alex cierpi. Godzinami siedzieliśmy przytuleni do siebie, a jedynie płacz blondynki zakłócał idealną ciszę. Obawiam się każdego kolejne dnia. Niepewność powoduje, że mam ochotę odciąć się od tego wszystkiego. Nie wiem ile wytrzymam broniąc najważniejszych mi osób.
Usłyszałem cichy szloch najukochańszej, dlatego z westchnieniem podniosłem się z kanapy i leniwym krokiem wszedłem na piętro do mojej sypialni. Zobaczyłem skuloną istotkę na środku łóżka. Bez zastanowienia położyłem się obok dziewczyny. Każde z nas nie odzywało się  tworząc wśród nas błogą ciszę. Cieszyłem się dniem w którym miała wrócić do mnie Alex. Teraz jednak myślę, że 15 sierpnia to najgorsza data dla  każdego z nas. Chcę wiedzieć co dokładniej się tam stało, ponieważ teraz jedynie mogę się domyślać.
-Alex, musimy porozmawiać.- mój głos rozniósł się niemym echem po ścianach pokoju.Jej, niegdyś piękne, błękitne oczy teraz straciły blask, podkrążone i przekrwione spowodowały, że mój brzuch zacisnął się pod wpływem widoku który tak bolał.
-Jake, ja się boję.- wychrypiała i momentalnie wtuliła się w mój tors mocniej na tyle ile umiała.

~~Drake~~
Siedziałem zmęczony na niewygodnym stołku szpitalnym ustawionym na korytarzu. Wszyscy siedzieli już w domach i czekali na mój telefon, ponieważ miałem ich informować o stanie zdrowia Darcy.
Nagle usłyszałem irytujące głosy maszyn dochodzące z sali w której przebywała nieprzytomna przyjaciółka. Podniosłem się do pozycji stojącej i obserwowałem jak do sali wkraczają pośpiesznie lekarze oraz pielęgniarki. Nie wiedziałem co się dzieje, chciałem tam wejść, jednak jedna z pielęgniarek uniemożliwiła mi to wypychając z powrotem na korytarz.
-To moja przyjaciółka! Chcę wiedzieć co się z nią do cholery dzieje!- krzyczałem, a dłonie trzęsły mi się z nadmiaru emocji.
-Jak się nazywasz?- spytała spokojnie.
-Drake, ale czy to ważne?
-Posłuchaj Drake, twoja przyjaciółka przez cały czas walczy, jednak teraz to za mało. Potrzebuje twego wsparcia. Pozostaje Ci teraz modlitwa, ponieważ to wiele może zdziałać.
-Przepraszam, ale ta rozmowa nie ma sensu i traci pani jedynie swój czas wmawiając mi to. Nie wieżę w Boga, jestem ateistą.- powiedziałem przewracając oczami.
Darcy wiele razy starała się mnie ponownie namówić na to bym zmienił zdanie i wrócił do bycia katolikiem. Jednak po czasie uszanowała moją decyzję i dała mi spokój.
-Lekarze robią co mogą, jednak obawiam się, że to za mało.- wyczułem w jej głosie żal.
Przełknąłem gulę stojącą w gardle i popatrzyłem na kobietę. Miejscami na jej włosach były widoczne szare pasma włosów. Cerę miała zniszczoną, a wory pod oczami ukazywały jak bardzo brakowało jej snu.
-Czy pani chce mi powiedzieć, że Darcy...- nie umiałem wypowiedzieć tych słów do końca, ponieważ nie jestem w stanie się z tym pogodzić. Oparłem się o pobliską ścianę ciężko oddychając. Przed oczami zaczęły pojawiać się mroczki, a świat zaczął wirować. Chciałem ją zobaczyć nawet jeśli miał być to ostatni raz pośród żywych. To ona pokazała mi jak prawidłowo żyć. To  ona dała mi miłość i nie zostawiła gdy powinna. Walczyła do końca nie martwiąc się o swoje życie. Dla niej liczyło się dobro najbliższych, a ona sama często schodziła na dalszy plan. Poczułem coś mokrego na policzkach. Opuszkami palców starłem słoną ciecz. Dopiero teraz zrozumiałem jak jedna osoba może być tak ważna, a każdy kolejny  dzień bez niej nie jest tak szczęśliwy i radosny. Nie wiem co się ze mną działo w tamtej chwili. Gdzieś w oddali słyszałem podwyższone głosy lekarzy i irytujący pisk maszyn, który nie ustępował. Otworzyłem drzwi od sali i wbiegłem  do niej chcąc zobaczyć najukochańszą mi osobę. Była rozebrana od pasa w górę, a na jej ciele było mnóstwo  rurek przyczepionych do ciała. Jej twarz była blada i pozbawiona emocji. Krzyczałem, chcąc by dziewczyna obudziła się i popatrzyła na mnie dając znak, że wszystko będzie w porządku. Poczułem mocne szarpnięcia odciągające mnie na korytarz. Bezradny usiadłem na krześle i wyciągnąłem  komórkę. Wybrałem numer Harrego. Musiałem to zrobić, chodź tą jedną rzecz. Nie darował bym sobie, jeżeli pogorszyło by się Darcy, a jej brat dowiedział się o tym po wszystkim nie będąc przy niej. Odebrał po dwóch sygnałach. Przekazałem mu wszystkie informacje, po czym powiedział, że postara się tu przyjechać jak najszybciej.
Oparłem się o ścianę, wypuszczając powietrze z płuc. Brakowało mi jej uśmiechu, przylegania do mojego ciała  i tych wszystkich słów, które podnosiły mnie na duchu za każdym razem lub dawały mi wiele do myślenia. To nie mogło się tak zakończyć prawda?

~~Darcy~~
Stałam na przeciw Drake'a jednak on zachowywał się jak by mnie nie słyszał ani nie widział. Poczułam się dziwnie, chodź musiałam pogodzić się z tym faktem. Nie wiem jak mam to opisać kim teraz jestem, ponieważ nie ma na to żadnego logicznego wyjaśnienia. Widziałam jak przyjaciel z którym przeżyłam wiele ma problem z zaakceptowaniem aktualnej sytuacji. To on uczył mnie jeździć i zabrał jako pierwszy na wyścigi oraz wyjaśnił o co w nich chodzi. To jemu zwierzałam się jak dobrej i zaufanej przyjaciółce, to on był osobą, z którą poszłam na bal gimnazjalny, tylko on potrafił mnie pocieszyć i rozumiał bez zbędnych słów. To on uczył mnie jeździć na deskorolce i jako jedyny pamiętał moją datę urodzin. Chciałam  teraz to ja go pocieszyć i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Jednak to cholerne kłamstwo, ponieważ nie wiem co mam zrobić by to dziwne "zawieszenie" minęło i mogłam być nie tylko duszą ale ciałem wśród nich. Słyszałam jak lekarze próbowali mnie przywrócić do życia.
-Chcę żyć! Chcę żyć!- krzyczałam w pustkę, ponieważ nikt mnie nie usłyszał. Nagle maszyny podtrzymujące mnie przy życiu przestały ranić moje uszy. Usiadłam obok chłopaka i przyglądałam się mu z zaciekawieniem. Miałam nieodpartą chęć pocałowania go, jednak w ostatniej chwili opamiętałam się, ponieważ usłyszałam głos Hazzy. Moje policzki gdyby tylko mogły to zapłonęły by z zawstydzenia jak bym została przyłapana na czymś przed czym tato przestrzegał swoją córkę.

_________________________________________________________________________
Hej
Możecie znów mnie porządnie opieprzyć za tą długą przerwę ale nie miałam jakoś motywacji do tego by spisać ten rozdział z kartki na laptop :/ No cóż nie ma sensu się wam tłumaczyć, jednak przepraszam was za to bardzo :c
Kolejny rozdział 3 października. Rozdziały teraz będą dodawane co 2 tygodnie ze względu na szkołę :/ i ostatnią klasę w której mam mnóstwo nauki :cc
Do zobaczenia i komentujcie ;)