czwartek, 12 czerwca 2014

Rozdział 18

Szłam, sama nie wiem gdzie. Gdzie do kurny nędzy mnie wywieźli?!
 
Jakiś las... o i jeszcze ras las.
To bardzo ciekawy krajobraz <wyczuwacie sarkazm c'nie >.
Czuje się jak w jakimś niewypale horroru.
Dobrze wiedzieć, że jesteś niechciana.
Że to przez Ciebie ktoś kogo kochałaś ponad serce, tak po prostu odeszło przez Ciebie!
Upadłam na kolana i zaczęłam krzyczeć i rwać z głowy włosy.
-Dlaczego?!!!!
Łzy lały się po policzkach.

***
Zajęło mi chwilę ogarnięcie się, ale dałam rady i teraz znów szłam...
Nagle w oddali zauważyłam dwa światła, które w szybkim tępię przybliżały się do mnie.
To może być moja szansa,,, jedyna.
Tak! Chcę umrzeć i mieć spokój. Nikogo już nie skrzywdzić.
 Wbiegłam na ulice, a auto próbowało się zatrzymać. Prawie wykręciło... tylko uderzyło...
Odleciałam na kilka metrów od auta, które w tym momencie się zatrzymało.
Ktoś szybko z niego wyskoczył i szybko do mnie podbiegł.
Leżałam tak nie reagując, chodź byłam przytomna.

~~Harry~~
Jechałem rozglądając się czy gdzieś nie idzie Darcy, ale po niej ani śladu.
Nie żałuje  wypowiedzianych wcześniej słów.

Jechałem już chwilę,a ona jak by się pod ziemie zapadła...
Nagle odwróciłem wzrok na drogę i aż mnie zamórowało.
Szybko nacisnąłem hamulec, ale niestety udeżyło w dziewczynę.
Wybiegłem z auta i wtedy nie wiedziałem co zrobić.
Była to Darcy... leżała przytomna na jezdni, próbując się podnieść.
Podszedłem do niej i próbowałem nawiązać z nią kontakt, ale na nic.
Próbowałem ją podnieść, ale ona miała na tyle jeszcze iły by stawiać opór.
Krzyczała bym ją puścił, że mnie nienawidzi, nie chce mnie znać. Jestem dla niej nikim...i wiele innych obraźliwych słów.
Jakoś wcisnąłem ją do tego auta, co wcale nie było  łatwe.
Nie słuchała co mówię, normalnie jak by coś ćpała, ale jej źrenice ani trochę nie są powiększone.
Niestety, ale muiałem postąpić tak, a nie inaczej.
Podałem jej dożylnie lek usypiający. Na prawdę miałem jej już serdecznie dość.
Wrzeszczała, próbowała ponad siły które jej pozostały uciec w jakikolwiek sposób, co w ogóle jej nie wychodziło.
Już po chili spała oparta o okno.
Z mojej strony nie mogłem zobaczyć jakie odniosła obrażenia, ale na pewno nie małe.

***
Po kilku minutach byliśmy w domu.
Wyciągnąłem rudzielca z auta i zaniosłem do jej pokoju.
A następnie wyszedłem z niego.
-Ona śpi?- zapytała Tessa.
-Tak.
-Ale ona spała prawie cały dzień...
-Tak, tak... zmęczyła się.- co miałem powiedzieć jej prosto z mostu, że podałem jej leki nasenne.

~~Darcy, kilka godzin później~~

Moje powieki były ciężkie, jednak ale z trudem otworzyłam je.
Szybko uświadomiłam sobie, że leże w swoim tymczasowym łóżku.
Wyskoczyłam jak oparzona, co nie było dobrym pomysłem bo upadłam na podłogę i zaczełam zwijać się z bólu, który promieniował po całej prawej stronie.
Już chyba nigdy nie wstanę z tej podłogi, ta pozycja pozostanie, tak!
Po chwili do pokoju jak gdyby nic, oczywiście z pukaniem weszła Tessa.
-O mój Boże!- wrzasnęła widząc mnie zwijającą się z bólu.
Próbowała mnie podnieść, na co ja wrzasnęłam.
-Zaraz wracam.

~~Tessa~~
Jedno pytanie ciągle mnie dręczy.
Co się takiego wydarzyło, że Darcy nawet się ruszyć nie może?!
Niech mi tylko wróci Harry.
Szybko pobiegłam do kuchni po leki bólowe.
Następnie wróciła na górę i podałam je rudawej osobie.
Po kilku minutach spróbowałam podnieść ją ponownie, na szczęście leki zaczęły  działać i powoli ją podprowadziłam z powrotem do łóżka.
Kulała i to dość porządnie.
-Das... co się stało?
-Ale o co ci chodzi?- widocznie próbowała mnie zbyć.
-Chodzi mi o to dlaczego coś ci jest?
-A nieważne.

***
Ta rozmowa nie miała jakiegokolwiek sensu, bo ona i tak nadal mnie zbywała.
Dlatego zostawiłam ją w pokoju, a sama poszłam na dół.
Słyszałam, że chyba wrócił już Harry z Emily z przedszkola.
-Hej kocie.- przywitałam się z moim facetem.
-Cześć mój ty króliczku...- mówiąc to, zawiadadźko poruszał brwiami.
Wiedziałam o co mu chodziło, ale nie dokończył. Króliczek Playboy.
Tsaaa, cały Hazza.
-Emily, idź się pobaw do ogrodu,a za chwilę zawołam Cię na obiad.
-Harry musimy porozmawiać.- weszliśmy do kuchni i usiedliśmy na stołkach.
-Tak kochanie?
-Co się wczoraj takiego wydarzyło, że z Dars jest aż tak źle?
-Jak to? No przecież nic nadzwyczajnego.
-Harry!
-Nie wrzeszcz na mnie bo będzie kara.
-Harry!
-No dobra... niechcący pawie bym potrącił ją, ale tylko uderzyła prawym bokiem i poleciała kilka metrów od auta.
-Dlaczego?
-Wybiegła na ulicę.

~~Darcy w tym samym czasie~~
Nie mogę tu zostać.
Powoli i ostrożnie wstałam z łóżka.
Choler*ie bolało, ale opierając się o ściany zeszłam po schodach.
Musiałam zagryźć wargę by nie krzyknąć z tego co czuję.
Usłyszałam z kuchni jakąś rozmowę, więc tym bardziej muszę być ostrożniejsza jeśli chcę od nich wszystkich uciec i mieć na zawsze spokój.
Otworzyłam drzwi ale nieudało mi się przez nie przejść.
Ból który teraz poczułam był wobec tego wcześniejszego niczym.
Upadłam, a po policzku przeleciała łza. Zwijałam się z bólu. Próbowałam się podnieść, ale na marne. Nie dałam rady.
-Co się  tu dzieje?- do przedpokoju weszła zaciekawiona Tessa.
-Darcy!- krzyknęła i podbiegła do mnie.
-Harry!
-Co jest?-spytał.
 ***
-Nie! Nie chcę!- wrzeszczałam.
-Cicho siedź!-warknął Harry prowadząc samochód.
Tsaa, właśnie jedziemy do szpitala.
A ja nadal zwijam się z bólu, na tylnych siedzeniach.
Tessa, też pojechała, a Emily.. chyba jakaś koleżanka Tes została z małą.
______________________________________________________________________
Hej i na samym początku przepraszam za jakiekolwiek błędy oraz za tak nudny rozdział ;/.
No ale mam jakiś pomysł na następny ale żeby wypaił, muszą pojawić się komentarze :D.
Mam wierną czytelniczkę :3 Dominika Iwasieczko.
A co z resztą?! no ploseee tylko o komentarz :] to tak nie wiele.

1 komentarz: