czwartek, 12 lutego 2015

Rozdział 35

Wszystko wokół mnie było białe. Nie wiem gdzie jestem, wszystko mnie boli.
-Witam, panienko Styles.- do pomieszczenia wszedł mężczyzna tak po czterdziestce, w białym kitlu.
Podszedł do mojego łóżka, na co ja się odsunęłam.
-Spokojnie, tu jesteś bezpieczna.- powiedział ciszej, tak bym tylko ja to usłyszała.
Mimo tych słów, nie zrobiłam nic. Jedynie mocniej opatuliłam się kołdrą.
-G..Gd..Gdzie... ja.... jestem?- wymamrotałam.
-W szpitalu.
Po tym co przeszłam on myśli, że zaufam każdemu, a dotyk najbliższego kolegi nie będzie przeze mnie odtrącany ?!
Popatrzył coś w kartotekę i coś pozapisywał.
-Ehh, no nic. Odpoczywaj.-powiedział w moją stronę, a następnie podszedł do drugiego łóżka.
-Jak się pan czuje?-spytał pacjenta obok.
-Proszę  mówić do nie zwyczajnie Drake.
-No dobrze, a więc...
-Ta noga mnie boli i ramie szczypie niemiłosiernie.
-Dobrze, że pan to mówi. Zaraz pielęgniarka weźmie pana na badania i zobaczymy co się z tym dzieje.      
Rozmawiali jeszcze o czymś, ale ja ich nie słuchałam.
Skuliłam się na łóżku i po samą głowę, przykryłam kołdrą.
Usłyszałam zasuwanie się drzwi. Faktycznie, lekarza nie było.
Patrzyłam jak głupia na Drake'a. On też odwrócił głowę w moją stronę i uśmiechnął się .
Ja nie zrobiłam nic. Miałam pusty wzrok. Nagle spuściłam go na podłogę, a do pomieszczenia weszła pielęgniarka z wózkiem.
-Dzień dobry panie Collins. Zapraszam na wózek.- uśmiechnęła się do niego promiennie.
Brunet z pomocą kobiety wstał z łóżka i usiadł na wyznaczonej rzeczy.
Zanim wyjechał z sali, popatrzył jeszcze na mnie.

~~Drake~~
Wyjechałem z pomieszczenia i od razu natknąłem się na twarze moich przyjaciół i znajomych.
Chcieli coś powiedzieć, jednak nie zdążyli, ponieważ pielęgniarka przyśpieszyła kroku.
Zrobili mi kilka podstawowych badań, a następnie odesłano do gabinetu zabiegowego, gdzie chwilę poczekałem na lekarza.
-Witam. Tak jak mówiłem ściągniemy opatrunek i sprawdzimy co się dzieje.- uśmiechnął się do mnie i zabrał się do zdejmowania bandaży.
-Ma pan szczęście. Rana na ramieniu lekko spuchła, ale to normalne, a co do nogi, to podamy leki.
-Kiedy będę mógł wyjść?
-Oj nie prędko.
***
Zawieźli mnie pod salę. Gdy zobaczyłem moich znajomych, poprosiłem pielęgniarkę o chwilę czasu żebym mógł z nimi porozmawiać.
-Jak się czujesz stary?- spytał Jacob.
-W porównaniu do Darcy, trzymam się dobrze.
-A co z nią?- zapytała Alex, której wcześniej nie zauważyłem.
-Na początku jej nie poznałem. Ma  tyle ran i siniaków, że najchętniej gołymi rękami zabił był tych jego pomocników jak i jego.
-Ale chy..chyba nie jest tak źle?- to raczej było stwierdzenie niż pytanie, zadane przez Alex. Mówiła tak cicho, że ledwo usłyszałem co wymamrotała. Usiadła na krześle, trzymając się za głowę i marszcząc czoło, tak jak by się nad czymś zastanawiała.
-O panie Collins, co pan tu robi? Nie powinien pan leżeć na sali?- w naszą stronę szedł mój i Dars lekarz prowadzący.
-Chciałem z przyjaciółmi porozmawiać.- wskazałem na osoby siedzące na krzesłach obok mnie.
-Naturalnie.- uśmiechnął się i wszedł do sali.
Chciałem już zacząć mówić, jednak krzyki zza ściany uniemożliwiły mi to.
Były to płaczliwy głos mojej małej Darcy. Popatrzyliśmy po sobie.
Nikt tak naprawdę nie wie co tam się dzieje. Do sali wbiegło kilku pielęgniarzy i  dwóch innych lekarzy.
Po może 5/10 minutach, krzyki ucichły a z sali zaczęli wychodzić lekarze i pielęgniarze.
Nasz prowadzący zatrzymał się przy nas.
-Panie Styles.- zwrócił się do Harry'ego.
-Proszę mówić przy wszystkich.- widać, że było to dla niego już obojętne.
-Pańska siostra -zwrócił się do Hazzy - chciałem zbadać jak goją się jej rany, jednak nie pozwoliła mi na to. Jest za bardzo przestraszona, jeśli się pan zgadza to przyszedł by z nią porozmawiać psycholog.
-Tak.- powiedział od razu, bez wahania.
-W takim razie to tyle, a ty Drake wracaj do sali.- zwrócił ostatnie słowa do mnie, na co ja kiwnąłem w potwierdzającym geście, że rozumiem.
-Dobra stary, wracaj na sale.- po zdrowym ramieniu poklepał mnie Jake.
Tak też zrobiłem, wjechałem wózkiem do pomieszczenia gdzie spokojnie spała Darcy.
Popatrzyłem na pielęgniarkę przy biurku w prawym rogu.
Podjechałem do niej.
-Dlaczego śpi, skoro jeszcze nie dawno niespała?- wskazałem na szatynkę.
-Tak, to fakt. Jednak lekarz nie miał wyboru.- popatrzyła na mnie, a następnie pomogła mi się położyć na łóżku.

~~Darcy~~
Obudziłam się, ale nie w tej sali gdzie byłam wcześniej. Było to małe pomieszczenie, choć dobijało tak samo. Te białe sterylne ściany i wszystko  co znajdujące się w zasięgu mnie.
Prawie od razu, po mojej lewej stronie znajdowało się pojedyncze okno, przez które mogłam podziwiać to co dzieje się za mną.
Żaluzie na wpół były zasunięte, by promienie słońca nie raziły moich oczu. Na pewno było ciepło, ponieważ pora roku tylko na to wskazywała. Tak, już mamy lato. Patrząc na zaznaczony dzień na kalendarzu naprzeciw mnie, tyle mogłam stwierdzić. Rozejrzałam się jeszcze po sali. Po mojej prawej stronie była półeczka do mojej dyspozycji, następnie jakieś dwa monitorki i kolejna półeczka, a następnie łóżko, które było sterylnie zaścielone. Cisza która tu była, dała mi ukojenie. Jednak nie na długo...
Przypomniałam sobie dni, kiedy nie byłam ani bezpieczna ani wolna. Cisza która też mnie obejmowała wtedy gdy leżałam w piwnicy. Te chwile niepokoju bardzo mnie rujnowały.
Zaczęłam wszystko sobie na nowo przypominać, na co kilka łez spłynęło mi po rozgrzanym poliku. Zaczęłam się trząść z obawy, że to wszystko wróci.
Nagle drzwi zaskrzypiały, a do pomieszczenia weszła wysoka szatynka. Formalność można od niej wyczuć na km. Podeszła do mojego łóżka i przysunęła do siebie stołek, tak by mogła usiąść. Nie patrzyła na mnie. Swój wzrok miała wpatrzony w kartki papieru.
-Dzień dobry. Jestem Katie Smith.- podała mi rękę, na co ja niechętnie powtórzyłam gest.
Odwróciłam głowę w stronę okna, by nie musieć patrzeć na nią.
Czemu to mi muszą się przytrafiać te najgorsze rzeczy. Czemu nie mogę być wolna i korzystać z chwil jak inni?! Jest lato, więc teraz powinnam się bawić, korzystać z życia...
-O czym tak myślisz?- przerwała mi przemyślenia ta kobieta.
Nie odpowiedziałam , dalej patrzyłam tam gdzie chwile temu.
-Opowiedz coś o sobie.- z mojej strony dalej zero zainteresowania.
-Jeśli byś chciała pogadać, to poproś lekarza.- uśmiechnęła się w moją stronę. Szkoda, że był on sztuczny.
Podeszła do drzwi i już po chwili jej nie było.
Marny z  niej psycholog, jak ze mnie prima balerina.
Nie chce i nie będę z nikim o tym  rozmawiać! Czy tak trudno to zrozumieć, że ja nie chcę na nowo sobie to przypominać?!
Owszem, są osoby które lubią się komuś wygadać ale nie ja. Ja wolę swoje emocje tłumić w sobie.
Rozejrzałam się ponownie po sali, dopiero teraz dostrzegając kolejne białe drzwi obok tego drugiego łóżka.
Zapewne była ta łazienka, a ja właśnie chciałam iść za potrzebą.
Powoli podniosłam się na łóżku, następnie swoje nogi kładąc na zimnej podłodze.
Dostrzegłam, że mam na sobie szpitalną "piżamę" i żadnych butów, kapci czego kolwiek, by nie musieć dotykać gołymi nogami zimnej  podłogi. Niestety nie miałam innego wyboru. Skierowałam się powoli do łazienki.
Gdy weszłam i po załatwieniu spraw  chciałam umyć ręce, zobaczyłam się w lustrze.
To co ujrzałam było okropne. Miałam wystające włosy, zmęczoną twarz, która była w siniakach i wielu ranach.
Na pewno zostaną blizny. Bezwiednie z policzka wydostała się jedna maleńka  łza. Patrzyłam tępo na swoje odbicie w lustrze, wcale nie dostrzegając tam starej Darcy.
To nie ja. To musi być jakiś żart!
Upadłam na kolana i syknęłam z bólu, ponieważ uświadomiłam sobie, że i one są poranione. Przesunęłam się w głąb pomieszczenia. Między prysznic, a ubikację. Skuliłam się, by nikt mnie nie dostrzegł.
~~Pielęgniarka~~
Chodzę odwiedzając pacjentów i podając im leki lub po prostu rozmawiając z nimi.
Współczuję tej młodej dziewczynie. Takie piekło przeżyła, w tak młodym wieku. Ból i cierpienie jakiemu musiała  sprostać, jest często nie do wyobrażenia w naszych głowach.
Wielu ludziom, trudno jest pojąć co tak naprawdę będzie wyobrażać sobie Darcy i jaką trudną walkę będzie musiała przejść z samą sobą.
Powoli uchyliłam drzwi do jej pokoju.
-Witaj słońce.- powiedziałam zamykając za sobą drewnianą powłokę. Jednak nie leżała na łóżku.
-Darcy?- podeszłam do łazienki i zapukałam.
Usłyszałam tylko płacz, dlatego bez zastanowienia weszłam do ubikacji. Siedziała skulona w kącie.
Bała się.
Podeszłam do niej i przytuliłam.
-Przepraszam.- wyszeptała, mocno się do mnie tuląc.
-Nie obwiniaj siebie. Chodź.
-Nie mogę. To tak boli.- rozpłakała się jeszcze bardziej.
Od razu zrozumiałam, że coś jest nie tak.
Szybko wybiegłam na korytarz i zawołałam Josha, jednego z młodych lekarzy.
-Co się stało?- podbiegł do mnie.
-Musisz mi pomóc, chodź.- chwyciłam go za rękę i zaprowadziłam do Darcy.
Ostrożnie wziął ją na ręce, a ona próbowała się wyrywać.
-Podaj mi leki uspokajające.- powiedział do mnie, a ja podałam mu o co mnie poprosił i wstrzyknął w skórę brunetki.
Jednak one nie podziałały i musiał podać usypiające by mógł ją zbadać.

~~Drake~~
Nie ma chwili bym nie myślał o niej. Nie ma dnia ani godziny bym mógł o niej zapomnieć.
Chłopaki odwiedzają mnie każdego dnia. Z tego co wiem, Harry wyjechał. Zostawił swoją siostrę...
Wyprowadził się z miasteczka, zostawiając Darcy bez opieki.
Nie wiem co będzie z nią dalej. Nie jest pełnoletnia, a urodziny ma dopiero za dwa miesiące.
Jeśli przez niego będzie musiała wrócić do domu dziecka. Zabije go, zabije go gołymi rękami.
 Ona załamała by się jeszcze bardziej, jeśli będzie to w ogóle możliwe.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej.
Możecie po mnie porządnie powrzeszczeć na opamiętanie.
Rozdziału nie było przez DŁUGI czas. Za co ogromnie przepraszam, ale jak nie mam od Was żadnej motywacji w geście komentarzy, to też mnie to dołuje :/
Ten rozdział chyba mi nie zbyt wyszedł, ale mam dalsze pomysły, bardziej ciekawe na dalsze losy bohaterki.
Więc komentujcie, a rozdziały będą pojawiać się częściej.
Jeszcze na zakończenie mam dla was info.
Jeśli chcecie koncertu One Direction w Polsce to klikamy ---> TU i działamy po przez instrukcję ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz